piątek, listopada 30, 2007

Są takie dni... / There are the days...

...że mam wrażenie, że jestem otaczany kompletnymi idiotami.
---
...I have an impression I am surrounded by some stupid idiots.
A Anonymous Anonimowy na to:

nie martw sie Zdzisek, oni mysla podobnie o Tobie ;))

12/05/2007 7:49 AM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

taką mam nadzieję ;). przynajmniej mogę mieć to gdzieś.

12/05/2007 1:07 PM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

wtorek, listopada 27, 2007

Nowy sen wariata / New dream of lunatic

Próbuję namówić Stefę na wyprawę na szczyt McKinley (Denali). Nie musimy tam za wszelką cenę wleźć, byle spróbować. Oczywiście z pełnym przygotowaniem i sprzętem - bez żadnych skrótów. Cała wyprawa to minimum 4 tygodnie, tyle, że trzeba by było zacząć trening kondycyjny jak najszybciej.
---
I am trying to convince Stefa to the expedition to Mount McKinley (Denali). We do not have to climb it at all cost, just attempt it. Of course with all preparation and equipment - no cutting corners. The whole expedition would be 4 weeks, but if we decide to go, we have to start exercising as soon as possible.

A Anonymous Anonimowy na to:

no piekny sen. ja denali widzialam tylko, ze tak powiem z poziomu ziemi a nie nadziemi. a z przewodnikiem jakims czy z grupa czy jak?

11/27/2007 1:02 PM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

jeśli dwie osoby to grupa, to grupą ;-). i z przewodnikiem - w ręku oczywiście ;-).

11/27/2007 2:35 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

Hmm...mnie by nie trzeba bylo namawiac...tylko skad i kiedy wziac te 4 tygodnie? ;)

11/28/2007 3:15 PM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

skąd to nie wiem, a kiedy? w zasadzie tylko czerwiec wchodzi w rachubę.

11/28/2007 4:05 PM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

poniedziałek, listopada 26, 2007

Ville de Montréal



























A Anonymous Anonimowy na to:

Ten kosciolek robi wrazenie.

11/27/2007 11:53 AM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

który? ten z witrażami?

mnie się bardziej podoba ten, gdzie jest tylko ściana frontowa, a reszta to już jakieś współczesne zabudowania.

11/27/2007 2:38 PM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

Ville de Québec















































A Anonymous Anonimowy na to:

widze jednka ze nie nad niagare. ale wam sie pieknie wycieczka udala. tez sie musze tam kiedys wybrac.

11/26/2007 7:09 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

HjUsToN: Niagara zostala zaliczona w maju;-) (wiem, wiem czas leci jak opetany...;-)

11/27/2007 10:59 AM  
A Anonymous Anonimowy na to:

Konkretna zima. Ile bylo mrozu.

11/27/2007 11:52 AM  
A Anonymous Anonimowy na to:

boze jaki obciach, przeciez nawet chyba rozmawialismy o tym stateczku. normalnie skleroza jak sklep.

11/27/2007 12:58 PM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

ania: jaki mróz, jaka zima? może z -5C było, gdzie normalnie w Quebec temperatura zimą do -25C spokojnie potrafi zjechać. a śniegu też tyle co kot napłakał.

11/27/2007 2:50 PM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

Podwójny zator / Double congestion

Tytuł co najmniej jak z marnego kryminały. A to tylko wrażenia z wczorajszego powrotu z Kanady.

Pierwszy zator na drodze. Powinni dawać pozwolenia na odstrzał co niektórych kierowców. Albo karać jak w hokeju: zjazd z drogi na parking na określony czas, np. na pół godziny. Od razu by zawalidrogi dostały kopa.

Drugi zator w nosie. Trzy lata człowiek nie doświadcza zimy i dwa dni łażenia po lekkim mrozie rozkłada go na łopatki. Trzeba się przenieść w ostrzejszy klimat.
---
The title sounds like a terrible thriller book, but it is just the impressions from the yesterday's trip back from Canada.

First congestion on the road. Someone should issue some kind of hunting permits for certain drivers. Or punish them as in hockey: get out of the road for some time, e.g. half an hour. All the marauders would get a kick.

Second congestion in my nose. After three years of living without a winter it was just two days of walking with the light freeze that was able to put me to bed. It is time to move back to the colder climate.
A Anonymous Anonimowy na to:

No to teraz herbatka z miodem/cytryna/sokiem malinowym/whisky/rumem czy czym tam chcesz, witamina C i za siedem dni bedziesz jak nowo narodzony.
Jak Kanada?

11/26/2007 2:04 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

ja to sie czasem ciesze, ze nie mam pozwolenia na bron (chcialam napisac pozdrowienia na bron), bo mnie ci kierowcy potrafia tak wkurrrrrrrr... ze nie recze za siebie
byliscie na stateczku?

11/26/2007 2:44 PM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

na jakim stateczq?

11/26/2007 4:02 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

a nie mieliscie jechac nad niagare?

11/26/2007 6:04 PM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

wtorek, listopada 20, 2007

Egzamin nr 4 - wyniki / Exam no. 4 - results

AUD: 99 punktów na 100 możliwych i 75 potrzebnych do zaliczenia. Wujek się wnerwił i rozniósł egzamin na strzępy... Trochę przestudiowałem :-), ale przynajmniej nie będzie wątpliowości odnośnie moich kwalifikacji w robocie.

Teraz mamy dwa wyjścia: albo złożyć nasz kartonowy domek, zapakować wszystko na ciężarówkę i w drogę do Colorado, albo przenieść certyfikat do Virginii, co oznacza kłody pod nogi, o których pewnie niedługo napiszę i jeszcze jeden egzamin.
---
AUD: the result of 99 points out of 100 possible and 75 necessary to pass. Last time they pissed me off so this time I tore it into pieces... And I slightly over-studied :-), but at least there will be no doubt about my qualifications at work.

Now we have two options: either fold down our cardboard home, pack everything on a truck and move to Colorado, or transfer the certificate to Virginia, which will be pain in the ass (I will write about it soon), and take another exam.
A Anonymous Anonimowy na to:

macie mozliwosci przeprowadzki do colorado? i jeszcze sie zastanawiacie? z ta sama firma?

11/21/2007 9:55 AM  
A Anonymous Anonimowy na to:

Jak pieniadze mialbys te same, to pewnie na lepsze by Ci to wyszlo, bo Colorado chyba jednak nie tak drogie jak Wirginia. A co malzonka na to?

11/21/2007 10:21 AM  
A Anonymous Anonimowy na to:

Aha, no i ile kurortow do pojezdzenia na desce.

11/21/2007 10:22 AM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

tektura nas trzyma ;-). i szkoła Kumotra Shishkownika (nowa ksywa mrożonki). a propos: z moją firmą mogę się przenosić praktycznie w dowolne miejsce, gdzie tylko mają biuro. właśnie się zastanawiamy z Shishkownikiem gdzie najpierw: Kanada czy od razu Australia :-)))

11/21/2007 11:54 AM  
A Anonymous Anonimowy na to:

nowa zelandia albo kanada. do australii to jak bedziesz na emeryturze (tak kurde mowie a jeszcze mi meza tez tam wysla hehe)

11/21/2007 12:40 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

i blejka karingtona mozna w denver spotkac

11/21/2007 12:41 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

Australia!

11/21/2007 1:36 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

kongratulacje Malenstwo, prawie wstyd sie przyznac do takiego wyniku ;)... rodzice tez lacza tulacje :)... a tak poza tym to Wy sie juz moze wiecej nie oddalajcie... i tak juz troche za daleko jestescie...
i obaczylam Twoja szarlotke na zdjeciu i mi jezor uciekl, a mamus sie miga coby mi taka upiec i przywiezc.... ;) a czemu Slon ma nowa ksywe???
Caluski

11/22/2007 3:14 PM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

Smród na drodze / Stinking road

Latająca sarna przypomniała mi, że chciałem napisać o jeszcze jednej atrakcji, którą tutaj można spotkać na drogach. O ile w kraju najczęstszymi ofiarami były psy, koty i drób, to tutaj do głównych ofiar, oprócz saren i lejeni, należą... skunksy. Nie dane nam jeszcze na szczęście było rozplaskać żadnego, ale wystarczy przejechać nad takim rozjechanym nieszczęśnikiem, żeby łzy w oczach od tego zapachu stanęły. Na szczęście wystarczy szybko się oddalić i przewietrzyć samochód, żeby się dało ponownie oddychać. Ciekawe co ubierają mechanicy naprawiający poskunksowe grzmoty?...
---
Flying deer reminded me about another attraction that can be met on the local roads. In my home country the most frequent victims of the cars were dogs, cats and poultry. Here the most frequent road victims, except for deers, are... skunks. So far we were lucky we have not hit any of them, but it is enough to drive over one of them to almost start crying. Fortunately, driving away from the stinky area and venting the car help bringing back normal breathing. I wonder what the mechanics who fix after-skunk damages wear...
A Anonymous Anonimowy na to:

a ja ten zapach skunksa nawet lubie. smierdzi troche palona guma

11/20/2007 10:40 PM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

???... chyba taki dobrze zwietrzały. bo świeży to wyrywa z siedzenia w biegu.

11/20/2007 10:54 PM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

niedziela, listopada 18, 2007

Wolny weekend / Out of work weekend

W zeszłym tygodniu miałem termin raportowania, więc ostatnio było trochę gorąco. W tym tygodniu generalnie powinien być spokój, bo część ludzi pobrała sobie 3-4 dni wolnego i korzysta z całego tygodnia na spotkanie z rodziną i pieczenie indora. Plan wyjazdu do Kanady dalej jest, ale co z tego wyjdzie zobaczymy w ciągu najbliższych trzech dni.

Powoli zabieramy się za robienie porządku w chacie. Po roku od zakupu wreszcie wymieniłem zamki. Tak z ciekawości pytałem naszych znajomych czy też to zrobili jak się wprowadzili. I okazało się, że nie. No cóż, biorąc pod uwagę wątpliwą skuteczność modeli dostępnych w handlu, nie ma się co dziwić.

Dzięki uprzejmości naszych znajomych miałem okazję być wciskanym w oparcie klasyki na kołach pt. Lotus Esprit S4. Piękna sprawa, szkoda że brak czasu i kasy na zabawę w coś takiego, bo furka jest na sprzedaż.
---
Last week I had a reporting deadline, so I have been slightly busy recently. This week should be easy, as some people decided to take 3-4 days off to meet their families and bake the turkey. We still want to go to Canada for Thanksgiving, but next three days will determine if we can make it.

We are slowly starting taking care about the house. After a year I replaced the door locks. Based on the discussions with few people it appears this practice is rather unusual. Well, bearing in mind the effectiveness of the available locks, it is not surprising.

Thanks to our friends I had a chance to dive in the seat of the classic on wheels called Lotus Esprit S4. Well, I wish I had more time and money for such a hobby, because this car is for sale.

A Anonymous Anonimowy na to:

ten Lotus Esprit to jakby jakiś znajomy:) a jeśli na sprzedaż, to na pewno auto Mika ;)?
To już ROK mieszkacie tam?? a ja do dzis nie widziaąłm zdjęc domu oprócz tyc kilku zaraz po przeprowadzce:( Podeślijcie cos na maila, co?

11/20/2007 10:24 AM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

myśle, że zdjęcia z chaty to najwcześniej po malowaniu. na razie to wstyd pokazywać cokolwiek.

11/20/2007 10:48 PM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

czwartek, listopada 08, 2007

Polskie żarcie: schabowy z kapuchą / Polish food: pork chop and cabbage

Tak zwana klasyka rocka ;-), czyli schabowy z kapustą duszoną. Dupę urywa. Dosłownie i w przenośni.
---
Classic rock ;-) or pork chop with boiled cabbage. Kicks ass. Literally and metaphorically.



A na deser szarlotka (dla potrzeb wypieku trzeba było wyprodukować stolnicę). Produkt domowy różni się od lokalnie dostępnych na oko jakąś toną cukru.
---
For desert: home made apple pie (for the baking purposes it was necessary to build a breadboard). Home made one differs from the locally available ones by about one ton of sugar.

A Anonymous Anonimowy na to:

zoncia zrobila? prosimy o przepis

11/08/2007 11:29 PM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

przepis na co? na kotlety, kapuchę, czy na szarlotkę?

11/09/2007 12:27 AM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

a może przepis na stolnicę ;-) ?

11/09/2007 12:28 AM  
A Anonymous Anonimowy na to:

na ciacho

11/09/2007 7:38 AM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

przepis na szarlotkę jest w miarę prosty: bierze się męża i czeka, aż szarlotka zacznie za nim chodzić. po trzech tygodniach mąż nie wytrzymuje i sam robi szarlotkę. w ramach transakcji wiązanej dokłada jeszcze stolnicę.

11/09/2007 9:20 AM  
A Anonymous Anonimowy na to:

They look tasty... how's things going? I'm planning a trip to Chicago/ Yellow Stone/ Seattle/ Vancouver in June now... even though it's sounds far away, I got just so excited!! wanna join?

11/09/2007 11:07 AM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

Sounds like fun. There are few places we would love to stop by along the way from Chicago to West Coast, so let us know the details and we might be interested.

11/09/2007 11:53 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

Jakbyscie byli w Chicago, to koniecznie jakiegos schaboszczaka na Belmoncie musicie zjesc.

11/12/2007 3:02 PM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

Indor się zbliża... / Turkey is coming...

Właśnie. Nadchodzi święto indyka. 4 dni wolnego. Był plan, żeby skoczyć do Kanady (Montreal, Quebec), ale samochód jeszcze nie naprawiony, więc nie wiadomo czym to się skończy. Jest co prawda jeszcze drugi, ale on żre dwa razy tyle paliwa, a ceny tego ostatniego ostanio zwariowały. Się zobaczy co będzie.
---
Indeed, Thanksgiving is coming. 4 days of vacation. We planned to go to Canada (Quebec and Montreal), but the car is still inoperable, so we are not sure. We could drive the other one, but it consumes twice as much fuel, and the prices of the latter went crazy recently. We'll see.
A Anonymous Anonimowy na to:

my chyba nigdzie nie jedziemy w tym roku

11/08/2007 9:00 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

A ja tradycyjnie do tesciow oraz przy okazji do dwoch zaprzyjaznionych par, ktore kiedys mieszkaly w Chicago, a teraz na prowincji w Ohio. I nawet chce mi sie jechac, bo jakby nie patrzec to 4 dni wolnego.

11/09/2007 11:33 AM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

niedziela, listopada 04, 2007

Wodorowe BMW / Hydrogen BMW

Wracając z Arlington, zatrzymaliśmy się przed moim biurem, bo musiałem odebrać jakąś lekturę, a w biurze rzadko bywam. I takie cacko stało przed biurem:
---
Coming back from Arlington, we stopped by my office, as I had some books to pick up and recently I am not very often in the office. Here is what I spot in front of the office:



A Anonymous Anonimowy na to:

Hehe, jechałem takim :-).

Wrzucę za parę dni fotki na mój blog...

Jednym z bardziej bajerowatych feature'ów jest przycisk przy kierownicy, którym przełącza się zasilanie z benzynowego na wodorowe -- podczas jazdy!

11/08/2007 11:20 PM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

Gdzie można się takim powozić?

11/09/2007 12:38 AM  
A Anonymous Anonimowy na to:

U mnie w pracy :-).

W lecie mieliśmy ich chyba z pięć – w okolicy odbywały się jakieś pokazy i u nas w laboratorium była stacja z wodorem i parking, na którym je trzymali (to dosyć drogie zabawki).

Jednego dnia urządzili pokaz dla pracowników z losowaniem prawa przejechania się jednym z nich, i fuksnęło mi się :-).

11/13/2007 8:54 PM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

No i jak wrażenia?

11/13/2007 9:38 PM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

Cmentarz w Arlington / Arlington Cemetery

W ramach 1 listopada postanowiliśmy odejść od lokalnej formuły Halo(dajcie)wina! i pojechaliśmy na Cmentarz w Arlington.
---
In order to praise November 1st, we decided to depart from local tradition of Hello(givesome)wine! and we went to Arlington Cemetery.









sobota, listopada 03, 2007

Latająca sarna / Flying deer

Wiecie jak wysoko wylatuje w górę sarna, która wpadła na przednią szybę pędzącego samochodu? Na oko jakieś 8-10 metrów. Po kilku saltach w powietrzy wali betami o asfalt siejąc popłoch wśród samochodów jadących za tym, który ją uderzył. Oczywiście szanse na przeżycie po takim uderzeniu ma niewielkie.

Wczoraj mieliśmy wątpliwą przyjemność oglądać sarni lot...
---
Do you know how high can a deer fly after hitting the windshield of the rushing car? About 24-30 feet. After few flips in the air it heavily hits the road, scaring drivers of the cars following the one that hit it. Of course, it has no chance to survive after such landing.

Yesterday we had doubtful pleasure to watch flying deer...
A Anonymous Anonimowy na to:

wy walneliscie?

11/03/2007 11:56 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

Nie no, jakby oni walnęli, to by jej nie widzieli :-). No i mielibyśmy na blogu informację, że teraz to już nie tylko bagażnik, ale i maska jest skasowana. Musiał być ktoś przed nimi...

My mamy w pracy wolno wałęsające się po terenie białe jelenie, więc każdej jesieni trąbią, żeby uważać. Ponoć kilkadziesiąt osób rocznie umiera w Stanach w takich kolizjach, choć głównie chyba przez utratę panowania nad samochodem przy rozpaczliwej próbie ominięcia sarny. Cytowani "eksperci" radzą więc nie omijać. Włączyć wycieraczki i gazu! :-)

11/04/2007 1:53 AM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

kilka samochodów przed nami na skrajnym prawym pasie ktoś trafił sarnę. w biały dzień. nie mam pojęcia jak to się stało, że jej nie zauważyli wcześniej. może nagle wtargnęła na jezdnię...

11/04/2007 4:42 PM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

czwartek, listopada 01, 2007

Nominacja do koszmaru roku / Nominee for disaster of the year

To, że tak zwana obsługa klienta w tym kraju leży i kwiczy to już dawno wiedziałem. Ale to co serwuje firma Lenovo przechodzi wszelkie możliwe pojęcie.

Wojna domowa o dostęp do klawiatury spowodowała, że już dawno był w planach komputer dla Stefci. A ponieważ Le(ni)nowo miało jakąś przyjemną promocję (40% rabat) to czemu nie.

Zamówienie poszło 4 października. Wysyłka miała być 25 października, wg tego co było na ich stronie. Jakież było me zdziwienie, kiedy zaglądając 25 października stwierdziłem, że nowa data wysyłki to 4 styczeń 2008. Co to, strajk załogi?

Pierwszy konsultant powiedział, że nie mają takich baterii jakie chcemy bo za duży popyt. Jak zadzwoniłem zmienić zamówienie, drugi konsultant się na chama rozłączył. A trzeci powiedział, że nie zrealizowali zamówienia bo nie mogli zablokować kwoty na karcie.

Strona internetowa oczywiście o statusie zamówienia nie wspomina. Żadnego maila również nie dostaliśmy. Skąd mam wiedzieć, że nie są w stanie obciążyć karty, skoro kwotę zobaczę na wyciągu dopiero po wysyłce? Żeby tego było mało to żeby zobaczyć swoje zamówienie po zalogowaniu się do swojego konta trzeba jeszcze pamiętać numer klienta i numer zamówienia. Może jeszcze numer buta magazyniera?

Dzisiaj zadzwoniłem i się dowiedziałem, że wysyłka nastąpi w tygodniu zawierającym dzień 15 listopada. Plany produkcyjne dwa tygodnie do przodu są jeszcze nie spracyzowane, czy jak? Aha, data na stronie dalej wspomina o 4 stycznia 2008...

Mam tylko nadzieję, że ten tablet będzie warty tego użerania się...

Wczoraj wieczorem komputerek opuścił Szanghaj i leci, leci, leci, leci, ale wolno...
---
The fact that customer service in this country sucks is quite obvious to me. But my recent experience with Lenovo might be considered a disaster of the year.

The war at home about the access to keyboard resulted in the decision of getting a computer for Stefcia. Lenovo had this nice promotion with 40% discount, so why not.

We placed an order on October 4th. The estimated shipment was supposed to happen around October 25th, according to their website. Imagine my surprise on October 25th, when I found out the new shipment date: January 4th, 2008. What the heck, is factory on strike?

First representative told me that the battery we ordered is out of stock due to high demand. When I called to change order, second representative hanged up. And third one told us our credit card did not went through.

The website does not say a word about the order status. We got no email about any problem with the card. How the hell was I supposed to know they could not block the amount if it is going to appear on the statement when they ship the product? To make it even more frustrating, in order to access your order details after log in to the website it is necessary to know the order number and customer number. Well, at least I did not have to enter the warehouse keeper's shoe size...

Today I was told the order will be shipped on the week of November 15th. Does it mean they do not have detailed production plans for next two weeks? Oh, by the way, the date on the website still says January 4th, 2008...

I only hope the tablet will be worth all that hassle...

Last night it left Shanghai and it is on its (slow) way here...
A Anonymous Anonimowy na to:

taaa. ja chyba nie moglabym tak z jednym komputerem. powybijalibysmy sobie z mezem zeby. zycze powodzenia, zeby w koncu stefka tez mogla nas czytac a i moze cos napisac ;)

11/01/2007 1:39 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

My mamy jednego peceta i jednego laptoka, ktoremu uzywamy wylacznie podczas choroby, gdy ktores lezy w lozku i nie jest w stanie doczolgac sie do kompa w "ofisie", czyli praktycznie go nie uzywamy. Jedziemy wiec na jednym i na razie zeby mamy w porzadku.
Powodzenia z customer service i przesylka.

11/01/2007 2:19 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

Ponoć są ogólne braki podzespołów do laptopów na rynku:

World to face laptop famine this Xmas?.

Tak więc opis Twoich doświadczeń specjalnie mnie nie zdziwił...

11/04/2007 1:44 AM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close