wtorek, września 28, 2004

Deszczowy wtorek...

Udalo mi sie dzisiaj wpasc na chwile do biura, wiec mam mozliwosc napisania kilku slow.

Wszystko idzie troche jak po grudzie: samochod w lesie (a wypozyczony trzeba oddac w sobote), czekam na kolejne przeswietlanie papierow przez bank, ubezpieczalnia zdarla ze mnie straszny szmal (znow brak historii, tym razem prawa jazdy, w U.S. dal sie we znaki - normalnie zonatemu, 30-letniemu prawie chlopu to pol z tego by policzyli), zarejestrowanie i przeglady pewnie tez pozre qpe czasu i pieniedzy, telefon w chacie bedzie dopiero w czwartek, Internet to wogole za pol roku (zartuje, za dwa tygodnie :-), przeprowadzka kole polowy pazdziernika - znow bede zmienial adresy gdzie tylko sie da :-).

Wprowadzilem sie juz na dobre. W weekend byly jeszcze zaqpy zarla, zelazka - bo bez tego ani rusz (cale $15 w jakims lokalnym OBI). Za $10 znalazlem nawet toster. Biorac pod uwage wate, ktora tutaj nazywaja chlebem, postanowilem zaqpic rzeczone urzadzenie. A za $4 znalazlem mikro deske do prasowania w IKEI. W rzeczy samej kupilem tam jeszcze ekspres do kawy, taki co to sie na kuchenke stawia, w wloskim stylu (zreszta we Wloszech robiony :-) za cale $7.

Wciaz brakuje kilku mebli, no i cicho tak jakos strasznie. Wiec tak troche staram sie nie mieszkac jeszcze: w sobote mnie wygnalo do starego miasta w Alexandrii, a w niedziele spedzilem pol dnia w kafeii z darmowym, bezprzewodowym dostepem do netu. Koles z laptopem w kafeii raczej juz nikogo nie dziwi, ale koles z kamerka internetowa i z wiszacym na uchu mikrofonem, wydzierajacy sie sam do siebie chyba jeszcze troche tak :-).

Wczoraj wieczorem zbijalem sofe do qpy. Bo w niedziele sie zorientowalem, ze nie mam ani mlotka, ani srubokreta. Coz bylo robic: Sears (mega wkretak za $4) i Home Depot (mlotek za $5).

Zdjec na razie nie bedzie, bo szczekam na laptop - ponoc juz leci. Powinien dolecic w tym tygodniu. A ze weekend zapowiada sie deszczowy (przypeletal sie kolejny huragan - Jeanne) to bedzie troche czasu na uzupelnienie zaleglosci.

piątek, września 24, 2004

Podsumowanie kolejnego tygodnia...

Bedzie krotko:

Od poniedzialku zaczela sie przerwa w dostawie mocy obliczeniowej. Krotko mowiac zdechl mi komputer. Zlapalem chyba jakiegos wirka z internetu. Dziwne, bo podobno mamy zainstalowane firewall'e dzialajace w tle. Musza byc fenomenalne :-). W kazdym razie chlopaki 3 dni go naprawiali, glownie ze wzgledu na wielgachna kolekcje zdjec, ktora musieli przewalic przez siec. Dobra wiadomosc jest taka, ze kupuje laptopa, wiec nie powinno byc wiecej takich przypadkow.

Tydzien zajela bankowi decyzja o pozyczce na samochod. Zdarzyli ja w miedzyczasie odrzucic, ale po interwencji firmy w koncu ja uznali. W poniedzialek najprawdopodobniej zakoncze transakcje. Mark (koles od ktorego kupuje) zaoferowal swoja pomoc przy przerejestrowywaniu i przegladzie rejestracyjnym. Ze wzgledu na to, ze samochod jest zarejestrowany w Maryland, a ja mieszkam w Virginii, jest troche wiecej zamieszania niz normalnie.

Zaczalem prace. O mamo! Jak tylko dorwe sie do zdjec postaram sie kilka zamiescic. Choc moze to byc troche pozniej, bo jutro sie wyprowadzam z hotelu, a w mieszkaniu nie mam jeszcze zainstalowanego internetu. W kazdym razie moj glowny klient (wg rozkladu jazdy bede tam CODZIENNIE do konca roku, potem pewnie dalej) to rozglosnia radiowa (radio satelitarne). W budynku w ktorym pracuje jest studio nagraniowe i czasem zlaza sie rozmaite gwiazdy muzyki. Ostanio byl Lenny Kravitz. Moze nastepnym razem jak ktos sie zwali, to uda mi sie machnac jakies fotki :-). Paparazzi :-). No i wystroj wnetrza robi wrazenie: zaadaptowali stara drukarnie w stylu techno-industrialnym. Studia nagraniowe i sale konferencyjne przeszklone w calosci, chociaz nic nie slychac. Na korytarzach wisza klosze - jak sie pod nimi stanie to slychac muze - czad!
Dla zainteresowanych: XM Satellite Radio to holding 4 spolek bodajze. A za ostatni rok badania jest pelna szafka segregatorow. Za 2 przeglady z tego roku kolejna szafka segregatorow. Do tego wielkie pudlo, zwane przeze mnie trumna, segregatorow z papierami odnosnie SOX 404 (pracujemy nad tym obecnie) - zupelna nowosc na rynku amerykanskim!!! Od tego roku audytorzy musza wydac 2 dodatkowe opinie dla spolek notowanych na gieldzie: jedna odnosnie efektywnosci kontroli wewnetrznych samych w sobie, a druga odnosnie oceny efektywnosci kontroli wewnetrzych przez Zarzad spolki. Inaczej mowiac spolka sama sobie robi (zwykle robi to ktos z zewnatrz, w moim przypadku PWC) brudna robote pod tytulem projekt, wdrozenie, zastosowanie i ocena dzialania kontroli wewnetrznych, a potem przekazuje nam wszystkie papiery do oceny. My to weryfikujemy i opinia gotowa. Brzmi pieknie, ale w rzeczywistosci na razie w spolce jest jeden wielki balagan, bo poczatki sa jak w czeskim filmie: nikt nic nie wie. "Ja tu widze niezly burdel (Seksmisja)". Firma podchodzi do sprawy niezwykle profesjonalnie: wdrozylismy nowy zestawik zintegrowanych papierow roboczych, przeszlismy gruntowne przeszkolenie odnosnie wymagan itd. Zreszta szkolenia sa na kazdym kroku: jak nie internetowe, to normalne (dzisiaj bylem w Richmond, VA na jednodniowym warsztacie). Poznalem tez moja druzyne (pierscienia :-): partner, dwoch managerow, dwoch seniorow (tutejsze oznaczenie superwisiora) i reszta miesa armatniego na dochodzonego :-). Czyli w sumie niezly sklad. Dojazd do firmy jest niezly: wskakuje na autostrade i wylatuje w samym centrum D.C. tuz pod budynkiem firmy. Kwadrans do dwudziestu minut. Oznacza to mniej wiecej tyle, ze bede nocowal we wlasnym lozku, a nie w hotelu!!! Jest niewielki problem z parkowaniem, bo na firmowy parking nas nie wpuszczaja, a w okolicy malo miejsca (dostalem juz mandat $30 za parkowanie caly dzien w strefie 2 godzin :-). Ale jak bede odpowiednio wczesnie nie powinno byc problemow.

Mialo byc krotko, to tyle na dzis. Koncze pranie w zestawie Hi-Fi za dolara (od jutra w zwyklej pralce i suszarce za $2.50 + detergent :-). Jak sie dopcham do zdjec to cos wrzuce.

niedziela, września 19, 2004

Jaskinie w polnocnych Appalachach

W zeszla niedziele, zaraz po przyjezdzie do Virginii, wybralismy sie z Carlosem (Meksyk) w polnocna czesc Appalachow. W zasadzie bez okreslonego celu, bardziej po to zeby poczuc jakies gorki naokolo. I trafilismy na jaskinie. Najpierw Skyline Caverns, potem Luray Caverns. Cos niesamowitego. Oczywiscie amerykanska komercja w najczystszej formie (parking, sklep z pamiatkami), ale jak juz sie wejdzie to robi niesamowite wrazenie. Skyline jest jedna z niewielu jaskin na swiecie z tzw. kwiatkami jaskiniowymi. A Luray jest jedna z najwiekszych w Stanach. Przynajmniej na wschodnim wybrzezu :-). W kazdym razie zamierzam tam wrocic, bo zostalo jeszcze kilka jaskinek do zwiedzenia.

Wejscie do Skyline Caverns: amerykanskie podejscie do biznesu, czyli budynek wybudowany na jaskinii.

Miedzy nami jaskiniowcami, czyli Jabba Dabba Doo!

W Skyline Caverns jest fajne oswietlenie.

Kolorki, kolorki...

Fajnie oswietlone mikrobajorko

Cos niesamowitego: jaskiniowe kwiatki - naukowcy nie maja zielonego pojecia dlaczego powstaly. To sa miniaturowe stalaktyciki, ktore narastaly na przekor sile grawitacji we wszelkich mozliwych kierunkach.

Kolejne jaskiniowe kwiatki

Poczatek zwiedzania Luray Caverns

Krajobraz niczym z kosmosu

Ciekawy efekt: bajorko ma kilka cali glebokosci.

Myslalby kto, ze ja naprawde studiowalem na Uniwerku w Michigan :-)

W Luray Caverns sa wielopoziomowe korytarze.

Rybie pletwy

Przewrocona kolumna

Wielki grzybek

Kolumienka

Jaskinie Luray sa naprawde ogromne.

Kolejny stalaktycik

Ciekawostka: organy stalaktytowe. Co wiecej: dzialaja, bo sam pukalem w co niektore stalaktyty i rzeczywiescie wydaja dzwieki.

Klawiatura z postumentem

Mechanizm wprowadzajacy stalaktyt w drgania

Kolejna forma skalna

Szczeka?

Wyglada prawie jak jajko sadzone :-)

Prawo jazdy, czyli ID

Ponizej zdjecia praw jazdy z dwoch roznych stanow. Ze oczywistych wzgledow zamazalem co trzeba. Tak jak wspominalem wczesniej - trzeba sie niezle natrudzic, zeby dostac prawo jazdy w Stanach. Ale potem droga do wszystkiego stoi otworem.

Szczerze powiedziawszy ciesze sie, ze zrobilem sobie wczesniej prawko w NJ, bo otrzymanie tego plastiku w VA bylo juz tylko formalnoscia. Moi znajomi z USMP w co niektorych stanach maja powazne problemy z uzyskaniem prawa jazdy. Z rozmaitych powodow zreszta: zaawansowane badania lekarskie, egzamin z jazdy, kurs antyalkoholowy (naprawde, 3 godziny podobno :-), udowodnienie miejsca zamieszkania (niektorzy nie podpisali jeszcze umowy najmu mieszkania), udowodnienie swojej tozsamosci.

Prawo jazdy stanu New Jersey (juz go nie mam - zabrali jak dali lokalne).

Prawo jazdy stanu Virginia

Samochodzik

Tak wyglada samochod, ktory postanowilem zakupic. Wlasciciel, Mark (Szkot z pochodzenia, przeprowadzil sie do Stanow w wieku 17 lat), jest fanem samochodow. Ostatnio qpil sobie Pontiac'a Le Mans, kabriolet, 1965 rocznik i odrestaurowuje go. Bosze, to jest dopiero bydle. Silnik V8, pojemnosc to juz na wiadra sie mierzy (kole 6.5 litra), moc w standardzie 335 koni, moment obrotowy ponad 580 Nm!!! Przednie kola to chyba sie odrywaja od asfaltu przy ruszaniu. Mark odpalil przy mnie fure - myslalem, ze ogluchne: dwa wydechy o srednicy ponad 6 centymetrow, biegnace bezposrednio od kolektora wydechowego.

Wracajac do Jetty: samochodzik jest zadbany, prowadzi sie bardzo przyjemnie, nie odczuwalem zadnych dziwnych zachowac na drodze, ale na wszelki wypadek wezme go na przeglad. Jak dobrze pojdzie to w tym tygodniu sfinalizuje transakcje.


VW Jetta GLS 1.8T rocznik 2002

W lozku z mezczyzna :-)

W sobote przyjechali z NY Derek i Stephane. Stephane ma tutaj znajomego ze studiow, u ktorego zamierzali sie zatrzymac na noc. Umowilismy sie w Georgetown w D.C. - bardzo mila dzielnica, qpa klubow, knajp wszelkiego rodzaju; w sobote wsciekly tlum na ulicach, korek nie do przebicia, parkingi w chorych cenach (nastepnym razem przyjezdzam autobusem :-). Spotkalem znajomego Stephane'a - Loic'a (Francja), a potem rowniez jego znajoma ze studiow: Bruna'e (Francja). Potem dolaczyl do nas Antonio (Hiszpania), ktory przyjechal z Baltimore, MD (pol godziny drogi z D.C.) i Carlos (Meksyk). Kole polnocy chlopaki z NY stwierdzili, ze chca wracac, bo o poranku chca wyruszyc w droge powrotna. Niestety ich znajomy, ktory w miedzyczasie wrocil do domu, przestal odbierac telefon (usnal albo telefon mu padl :-). Co gorsza chlopaki nie zapytali o adres, wiec nie mieli bladego pojecia gdzie mieszka. Poprosili, zeby ich podrzucic na miejsce, z ktorego zabral ich wczesniej Loic, w nadziei, ze beda w stanie zlokalizowac jego mieszkanie. Nic z tego nie wyszlo (co bylo do przewidzenia), wiec zabralem ich do swojego mieszkania. W zasadzie mozna juz tam przenocowac: materac lezy, posciel jest, reczniki sa, ciepla woda w kranie, tylko klimci nie udalo mi sie odpalic jeszcze. Z nieznanych mi powodow chlopakom sie nie spodobalo :-). Moze bali sie ducha wiewiory mieszkajacego w pobliskim drzewie :-). W kazdym razie uznali, ze lepiej bedzie przenocowac w hotelu. Koniec koncow Derek wyladawal na podlodze, a ja skonczylem w lozku ze Stephane'm :-).

Wystroj wnetrza jednego z samoobslugowych barow w dzielnicy Georgetown w D.C.

Ja, Derek (Hong-Kong), Stephane (Francja) i Bruna (Francja).

Poranek Kojota.

Poranek Kojota 2

piątek, września 17, 2004

Podsumowanie tygodnia

Piatek wieczor, powinienem balowac, ale wszyscy pouciekali, bo nadchodzi Ivan. Tzn. pewnie juz dawno nadszedl, a nawet poszedl, ale leje jak z cebra, wiec nawet mi sie nosa nie chce wystawiac. Tym bardziej, ze jutro trza wstac wczesnie i jechac obejrzec kolejna, miejmy nadzieje, ze ostatnia fure.

Mam mieszkanie. Oczywiscie jak juz wspominalem tymczasowe :-). Uklad mieszkania mi sie podoba. Zalatwienie wszystkich formalnosci zajelo mi dwa dni (i tak szybko). Ze wzgledu na brak historii kredytowej wszedzie trzeba zostawiac depozyt. Wynajem: dwa miesieczne czynsze czyli prawie 1800 dolcow, podlaczenie wody: depozyt 90 dolcow, podlaczenie pradu: depozyt 300 dolcow. Moje fundusze stopnialy w oka mgnieniu. Dobrze, ze mnie firma wspomogla czekiem na rozpoczecie dzialalnosci, tylko szkoda, ze ten cholerny bank rozlicza ten czek od 5 dni i rozliczyc nie moze. Niech szlag trafi taki system bankowy. Jak nie dostane do poniedzialku to ide zrobic rozrube. Zwlaszcza, ze Carlos (Meksyk) juz dawno dostal kase za czek. W morde jeza. Po jaka cholere im te czeki?

W kazdym razie mieszkam w Alexandrii (tzn. od przyszlego tygodnia pewnie, bo trzeba jeszcze qpic troche rzeczy). Do biura pewnie kole 30-40 minut autostrada bez korka (jak bedzie korek, to pierwszy wyjazd i bocznymi drogami tez sie dopcham w tym czasie, autostrada jest troche naokolo). Do Waszyngtonu tez blisko, sa darmowe (myslal by kto, wliczone w czynsz:-) autobusy, ktore dowoza do stacji metra. Zalatwilem sobie juz telefon (nie znam na razie numeru :-) i internet (dla zainteresowanych: DSL 1.5Mbit download i 384kbit upload, bez limitu ilosciowego za 30 dolarow + podatek 5% miesiecznie). Co ciekawe: wszystko przyniosa, zainstaluja - nawet nie musze byc w domu (miejmy nadzieje, ze nic nie zginie :-).

W srode jezdzilem od Annasza do Kajfasza w poszukiwaniu samochodu, tak ze wrocilem pozna noca. Pojezdzilem VW Jetta z silnikiem 1.9 TDI ze skrzynia manualna, 1.8 T (benzyna) tez z reczna skrzynka, wreszcie 1.8T z automatem + sekwencyjna. Do tego doszedl VW Golf GTI (1.8T + reczna) i VW Passat (1.8T + reczna). Uff... jesli doliczyc do tego ze setke albo dwie mil, ktore musialem zrobic, zeby dojechac na miejsce to robi sie troche duzo jak na jeden dzien. Wnioski sa nastepujace: poczatkowo planowalem Diesla z reczna skrzynia biegow. Ze wzgledu na niewielka ilosc na rynku odpuscilem. Nie zamierzam przeplacac tylko po to, zeby miec troche nizsze spalanie, zwlaszcza, ze wszystkie ktore widzialem mialy przejechane minimum 60 tysiecy mil (a wiec w cholere i jeszcze troche jak na dwuletnie samochody: srednia wynosi 15 tysiecy na rok). Biorac pod uwage, ze nie wiem czy ostatecznie uda mi sie przywiezc ten samochod do Polski po zakonczeniu tournee po USA, latwiej bedzie sprzedac tutaj benzyniaka z automatem. Zwlaszcza, ze jazda z automatem jest niesamowicie wygodna w moim przypadku. Jedna lapa na kierownicy, druga przewraca kartki w atlasie - nie trzeba sie martwic o zmiane biegow itd., itd. A jak trzeba depnac to sie przelacza na sekwencyjna i zaczyna sie jazda!!! Szkoda, ze nie ma przyciskow pod kierownica :-). A silniczek 1.8T? Po prostu miodzio: w zaleznosci od wersji 150-180 koni raczo zmechanizowanych, przydatnych szczegolnie w warunkach okolicznych autostrad, gdzie czasem trzeba sie w miare szybko pozbierac z jednego pasa na drugi, albo przy wlaczaniu sie do ruchu. Zuzycie paliwa: 7-10 litrow na setke (tutaj to swieto lasu) na autostradzie i w miescie. Ciekawostka jest to, ze tutaj sie tlucze i tlucze te mile i wcale sie tego nie czuje. Po prostu maja fajne drogi.

Jutro jade obejrzec ostatni - nie od dealera, tylko od prywatnej osoby. VW Jetta 1.8 T z automatem + sekwencyjna. Rocznik 2002, przejechane tylko 18 tysiecy mil, wiec bardzo niewiele. Koles twierdzi, ze dojezdzal nim glownie na stacje kolejowa, co jest bardzo prawdopodobne w tej okolicy. Cena powornywalna do tego co widzialem u dealerow za podobny model tylko z przebiegiem minimum 40-60 tysiecy mil. Wiec wart uwagi moim zdaniem. Szczegolnie, ze wyposazony chyba we wszystko co sie da (bez skory, ktora osobiscie mi sie nie podoba). No i powinien byc troche bardziej zadbany niz to co widzialem u dealerow. Zobaczymy jutro. Z ciekawych rzeczy w Stanach istnieje cos takiego jak carfax, czyli rejestr historii samochodow: podaje sie numer identyfikacyjny fury (VIN) i dostajemy (oczywiscie nie za darmo :-) piekna epistole na wszelkie istotne tematy zwiazane z samochodem: wlascicieli, przeglady, wypadki, przekrecanie licznika itd. (oczywiscie te zgloszone :-).

Myslalem jeszcze nad japonczykiem, ale odpuscilem. Toyota sie zaczela strasznie cenic, a z reszty nie znalazlem zadnych sensownych ofert. SUVy w Stanach sa obecnie bardzo trendy, wiec ceny tez wywindowane. Vany tez sa bardzo popularne, a wiec drogie. Moja opinia na temat amerykanskich fur poprawila sie zdziebko od kiedy zaczalem jezdzic Chevroletem Malibu. Zuzycie paliwa troche jakby mniejsze, zawieszenie tez odrobine lepiej trzyma sie drogi. Natomiast rozwala mnie kompletnie mozliwosc zdalnego odpalenia fury przy pomocy pilota. Po prostu wypas!!! Zanim dojde do samochodu to klimka zrobi swoje, radyjko gra, ale skurczybyk nie da wrzucic biegu przed wlozeniem i przekreceniem kluczyka. Choc z drugiej strony dalej twierdze, ze wytwory amerykanskiej motoryzacji to przerost formy nad trescia. Cena ropy idzie w gore, czeka ich kryzys paliwowy, a oni dalej niewiele robia w kierunku oszczedzania paliwa...

Dzisiaj bylem w IKEI. Trzeba ta chate w koncu urzadzic jakos, a tutaj to najtansze rozwiazanie. Ze wzgledu na ograniczone fundusze postanowilem chwilowo odpuscic qpowanie lozka. Qpilem sofe, ktora i tak pewnie trzeba by bylo qpic, a byla tansza. Oczywiscie nie zadna skora (i kosci:-), tylko zwykly szmaciany pseduo materac rozpiety na nieheblowanych dechach :-). Prostacki styl wujka Zdziska w calej okazalosci. Ale mi sie strasznie podoba: polaczenie naturalnego drewna z jasnym materialem. Qpilem wiekszosc rzeczy do lazienki (reczniki, zaslonke do pryszcza, dywanik), posciel (Sloniu, bedziesz marzla, szumna nazwa koldra dla szmaty grubosci powloki spadochronu :-). Oczywiscie wszystko najtansze, bo i tak poszedlem z torbami. No i najfajniejsza sprawa: w Stanach (w Polsce tego nie widzialem) mozna qpic dwa zestawy startowe: cookware i tableware, czyli obite gary i zestaw zelazno-szklano-porcelanowy (na razie mam tylko gary, po szklo i porcelane musze sie wybrac do innej IKEI). W kazdym razie zwiazlem juz wszystkie te graty na miejsce kazni docelowej. Zostalo jeszcze wyro (a w zasadzie materac, bo i tak od zawsze spalem na podlodze) no i trzeba pomyslec o jakims miejscu pracy. Ze nie wspomne o utrapieniu audytora, czyli zelazku i desce do prasowania (ta ostatnia widzialem w miare tanio w IKEI :-).

Bedzie tych wynurzen na dzis. Od przyszlego tygodnia wciagam sie w kierat pracy :-). Dla zainteresowanych: z tego co sie zorientowalem wszystko wskazuje na to, ze bede mial jednego (slownie jednego) klienta. Przez caly rok. Cztery kwartalne przeglady plus badanie koncowe. Do tego dojda chyba jakies dorywcze prace na innych klientach. Pytanie za sto punktow: oszaleje z radosci czy z nudow?...

Waszyngton i okolice sa raczej zakorkowane. Nawet wieczorem. Ciekawostka sa HOV lanes czyli pasy dla samochodow o duzej gestosci zaludnienia w srodku. Masz pasazerow? Jedziesz szybciej. Niestety z tego co pytalem gliniarze sie nie nabieraja na dmuchane lale z sex-shopu ani na inne manekiny - lataja tymi swoimi helikopterami i zagladaja ludziom przez okna do srodka samochodu.

Nocne widoki z okna mojego pokoju hotelowego. Caly ten kompleks to jest jedno z wiekszych w okolicy centrow handlowych.

Poczatek zwiedzania mojego mieszkania: lazienka malusia - krotka wanna, kibelek i umywalka. Do tego mikro lustro i mini szafka. Dobrze, ze jest zaluzja w oknie :-)

Wbudowana szafa z lustrami.

Rzut oka na sypialnie. Podobaja mi sie dwa okna, chociaz na razie to sasiedzi beda mnie podgladac :-)

Sufit w sypialni: nad oknem klima, na suficie smiglo - nawet fajnie dziala

Drzwi wejsciowe, bezposrednio do pokoju goscinnego.

Dziura pomiedzy kuchnia i pokojem goscinnym. Mozna rzucac garami :-D

Szafy zabudowane na przeciwko kuchni. Qpa miejsca, ale wliczaja to w powierzchnie mieszkania cwaniaki.

Kuchnia: kuchenka, mikrofala, w szafie pod oknem bojler.

Kuchnia z drugiej strony: lodowa, zlew, zmywara.

Moja skrzynka pocztowa. Jak nie ma etykietki - nie doreczaja poczty. Ciekawe gdzie sa moje czeki i karta bankomatowa :-)

Jeden z okolicznych mieszkancow.

Rzut oka na moje obecne mieszkanie (patrz suterena :-). Przeprowadzam sie pod koniec miesiaca - inny budynek, pietro wyzej.

Front budynku.

Zaraz za domem qpa zieleni. Jeszcze sie nie zapuscilem w te krzole.

Okolica mojego mieszkania. Qpa miejsca do parkowania, zwlaszcza dla przyjeznych - mieszkancy maja wydzielone parkingi (bez znaczka odholowuja :-)

Jest tej gadziny od groma i jeszcze troche.

Tuz po opuszczeniu IKEI. Ciekawa konstelacja chmurek.