czwartek, października 27, 2005

Weryfikacja / Verification

Słoń miał przefaksować swój dyplom do weryfikacji. To, że dyplom po polsku to nie problem, bo agencja weryfikacyjna ma tłumaczy. No więc wysłałem ten faks z roboty, a potem jeszcze maila, że jakby było nieczytelne to mogę wysłać raz jeszcze.

Za jakiś czas dzowni telefon i miły pan pyta, czy pomogę mu zweryfikować dyplom Słonia, bo tłumacza dziś nie było (a wogóle jest?), a w jakimś kompletnie nieznanym słowniku (pewnie kieszonkowym) też nie było. To mu przetłumaczyłem, a on na to, że weryfikacja zakończona pozytywnie i papiery odesłane do pracodawcy.

Ręce mi opadły na taką weryfikację. Normalnie centralne biuro śledcze. Jeśli wszystko tu tak wygląda, to można było na drukarce atramentowej wydrukować Słoniowi doktora albo profesora, a przedmioty, godziny i stopnie to wogóle wziąć z kosmosu...

Jaki z tego morał? Nie wierzyć lokalnemu wywiadowi i reporterom (zwłaszcza tym ostatnim - gdzieś czytałem ostatnio o jakimś reporterze, co pisał wieści i wywiady z całego świata, a siedział w domu :-).
---

Słoń was supposed to fax her diploma for the purpose of verification. It did not matter it was in Polish, since we were assured there were translators working in the verification agency. So I faxed it from my client office, and sent an email saying that in case of question I can be contacted.

After some time I got a phone call and some nice gentleman asked if I can help him verify the Słoń's diploma because the translator took a day off (des he work for this company at all?) and there were no explanations in some completely unknown dictionary (probably pocket version). So I translated everything to him, and he said the verification is positively completed and sent back to the employer.

Do you call it verification? Did you maybe work for CIA? Well, if I knew before, we could probably print at home a PhD or Prof diploma for Słoń, not to mention the list of subjects, hours, and marks...

What is the moral of the story? Don't believe local inteligence and press (especially the latter - I have heard a story of a reporter writing news and interviews from all over the world while he was sitting at home :-).

środa, października 26, 2005

Wykrakałem, w morde...

Liczyłem, że już nie będzie więcej postów politycznych. Przeliczyłem się. Kryminaliści (jawni) dochodzą do władzy.


Ja już na szczęście tego nie potrzebuję, ale reszcie radzę dzonić od razu...

wtorek, października 25, 2005

Słoń dostał pracę! / Słoń got a job!

Słoń - niedowiarek we własne możliwości - właśnie otrzymał telefon z pewnej dużej międzynarodowej firmy consultingowej, że dostała pracę. Długo nie postoi ten baniak kalifornijskiego w kuchnii.

Żeby było jeszcze śmieszniej to nie moja firma, a ja do tego nawet ręki nie przyłożyłem. No, może z wyjątkiem kopa w tyłek, jak się ociągała z wysłaniem CV na ogłoszenie, bo nie wierzyła, że się dostanie. Resztę Słoń wszystko sam. Mam nadzieję, że jak wrócę do domu, to mnie nie udusi ze szczęścia :-).
---

Słoń has just received a phone call from some big international consulting company that she had got a job. I guess this big bottle of californian wine in our kitchen won't stay long untouched.

Just to make it more funny, it is not the company I work for, and I did nothing to help her to get a job. Maybe except for a kick in a butt to force her to send her resume. She was reluctant to do it, as she did not believe she could be approved. The rest is all her work. I hope I will not be strangled when I get back home, because of happiness :-).
A Blogger Poltergeist na to:

Wow! Gratulacje dla Słonia!
Przede wszystkim za przełamanie niewiary. :)
I dołączam się do apelu o nie duszenie Wujka - strata zaoceanicznego obserwatora rzeczywistości amerykańskiej i polskiej byłaby ciężka do zniesienia! :)

10/26/2005 5:31 PM  
A Blogger Kate na to:

Super!! Słoń, moje gratulacje:D I proszę dać znać jak to kalifornijskie smakowało... :->

10/26/2005 5:51 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

Bez obaw drodzy Państwo, uduszenie Wujka oznaczałoby dla mnie utratę osobistego mentora i nie tylko;-)

Za gratulacje bardzo dziękuje:).

10/26/2005 8:28 PM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

w morde, jeszcze żeśmy tego kaliforniaka nie napoczęli, tyle mam roboty...

ale, ale, ostatnie badania Wujka Zdziska wykazały, że generalnie kalifornijskie nie jest specjalnie wysokich lotów. szczerze powiedziawszy bardziej nam podchodzą reńskie.

a wogóle to tutaj jest taki wybór, że chyba trzeba będzie jakiś przewodnik zaqpić, żeby nie zabłądzić. nie żebym był specem, ale jak można spróbować, to czemu nie.

10/27/2005 7:55 PM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

poniedziałek, października 24, 2005

Wyspa Assateague / Assateague Island

Na wybrzeżu Atlantyku, na granicy pomiędzy Marylandem i Virginią znajduje się wyspa Assateague (nie wiem skąd oni biorą te nazwy, wymówić się tego nie da).

A pod D.C. mieszka para wiariatów, którzy (zapewne nie jako pierwsi) wpadli na pomysł, żeby jechać przez pół nocy po to, żeby zobaczyć na tej wyspie wschód słońca.

Muszę przyznać, że miejsce jest odjechane. Może przez ten wschód słońca. Podobno najlepsze światło do robienia zdjęć jest przed południem.

Początkowo planowaliśmy jechać na dwa dni i nocować na kempingu na wyspie, ale brakło czasu i namiotu :-). No i temperatury w nocy już nie te :-).
---

Between Maryland and Virginia, on the Atlantic shore there is Assateague Island (I have no clue why it is called like that, as it is hard to prononunce).

And in D.C. area there are two crazy people, that decided to drive half night to see the sunrise on the island.

Well, I must admit the place is awsome. Maybe it was because of the sunrise. Light before noon seems to be the best for taking pictures.

Initially we planned to go there for two days and spend a night at the camping site. But we lack of time and tent :-). And air temperature at night is no longer what it was during the summer :-).

Horyzont / Horizon
A Anonymous Anonimowy na to:

super te zdjątka!!! szczególnie ten wschód słońca:) a teraz dawaj opis, gdzie, co i jak:)

10/26/2005 4:03 AM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close


Most Verrazzano / Verrazzano Bridge

Pierwsze promienie / First beams

Wschód słońca za chmurą / The sun rises behind a cloud.

A tutaj metoda robienia zdjęcia powyżej. / And this is a "how to" of the picture above.

Dwa Robiny w kapturach :-) / Two hooded Robins :-)

Pierwszy kontakt. Nie są to mustangi, ale tyż dzikie. Podobno na wiosnę można zobaczyć jak przepływają pomiędzy wyspą i stałym lądem. / Our first contact. These are not mustangs, but still they are wild horses. I have heard in Spring you can see them swimming between the island and the land.

Nie wydają się być wystraszone. / They don't look like they are scared.

Koziołek / A fawn

Dziebko sobie tutaj musi powiewać. / Seems it is a windy place.

Wydma / Dune

Wielki błękit / Deep blue

Krabożerca :-) / Crabeater :-)

Zwłoki młodego rekina. Zastanawiałem się, czy to przypływ go tu wyrzucił, czy wędkarze wyłowili i na pastwę losu zostawili... / Dead young shark. I was wondering whether it was high tide that left it here or the fishing guys...

Słoń i fale / Słoń and waves

Niedziela, 8:20 rano. Co ja robię w tej bajce? / Sunday, 8:20am. What am I doing here?

Konie na plaży. Ten jaśniejszy ma ciekawe kopyta. / Horses on the beach. The lighter one has interesting hoofs.

Plaża / A beach

Zatoczka / A creek

Labirynt / Maze

Blokada drogi. / Blocking a road.

Konie / Horses

Latarnia morska na wyspie Assateague. / Assateague Island light house.

Słoń z dziełem pana Fresnela. / Słoń with Mr. Fresnel invention.

Taki sobie szczegół techniczny. / A small technical detail.

Plaża / A beach

Ja sem netoperek :-) / I'm batman :-)

Babcia Jaga / Grandma Witch

Korba Słonia / Słoń went crazy

Słoń i Mrówka / Elephant and Ant

Woda brudna jak siedem nieszczęść. / Water was dirty as hell.

Wiało, aż mi się grzywka wygięła :-). / It was so windy my hair went its own way :-).

"No i co żeś tam, w mordę, wypatrzył?" / "Now what have you found there?"

Kolejne spotkanie z lokalnym przedstawicielem naszej szkapy. / Another contact with local representative of the wild horses.

Barany wieprzowe :-) / Pork sheeps :-)

Kolory, w morde, kolory!!! / Colours, fantastic colours!!!

Wieloryby / Whales

Przypomniało mi się, że mamy kilka marnie zeskanowanych zdjęć wielorybek.
---

I just found out we have a couple terribly scanned pics of whales.



Piękna bestia / A beautiful beast

Fontanna / A fountain

Ogonek / Tail

Brawo

Dzisiaj w drodze wyjątq komentarz będzie polityczny.

Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy do głosowania nie poszli, albo poszli bez mózgu (np. pewna para, która przyleciała do Baltimore na sympozjum naukowe nie zabrawszy uprzednio zaświadczenia z miejsca zamieszkania, wobec czego spotkali się owi państwo z odmową możliwości głosowania w ambasadzie i byli szczerze zdumieni) za ułatwienie nam podjęcia decyzji o jak najdłuższym trzymaniu się z daleka od naszego pięknego kraju.

Od dzisiaj będziemy mieć w Polsce dynastię miłościwie nam panującej rodziny. Taka oficjalna Cosa Nostra (czy na pewno nie mają jeszcze trzeciego rodzeństwa w Sądzie Najwyższym? zawsze można adoptować). A ponieważ zapowiada się kolejna RP, to należy się również spodziewać miłościwie nam panujących krewnych i znajomych królika, tfu, kaczek chaciałem powiedzieć. Od dzisiaj będzie Prawo i Sprawiedliwość. Pod rękę z kryminalistami (tu przerwał, lecz róg trzymał, tfu, chciałem powiedzieć, że nie będę wymieniał z nazwiska, ale jak ktoś chce wiedzieć o kim mówię, to otwieramy słownik polsko-angielki na wyrazie "trędowaty". i wszystko jasne, ma się rozumieć).

Dobrze, że ja mam to szczęście, że moje podatki na to nie idą. I jak widać nie tylko moje, ale również Polonii z Chicago, która dzielnie przyłożyła w morde własnemu krajowi. Nie ma to jak tak: najpierw spier... do kapitalizmu, który da żreć, a potem popierać socjalizm, tyle, że za oceanem. Brawo. Nie od dziś wiadomo, że Polak Polakowi wilkiem.

Patrzyłem na statystyki, jak głosowały poszczególne grupy społeczne. Nie ma co, daje do myślenia. Spodziewam się wkrótce wielkiej emigracji młodzieży akademickiej. Za to pewnie niedługo nawet Amerykanie będą jeździć do Polski na studia, skoro są "za darmo". Może powinniśmy zostać pierwszym filantropem Europy, albo i świata, w dziedzinie edukacji, czy służby zdrowia. Kqba, Pchła, co Wy na to? Za miskę ryżu, bo przecież skoro Chiny doganiają Stany, to może my powinniśmy gonić Chiny.

W każdym razie jak już cała młodzież wyjedzie, to zostaną pewnie stare zgredy przy korycie, bezrobotni i desperaci, którym jeszcze będzie się coś chciało w kraju niemocy. Proponuje wtedy rozszerzyć aparat biurokracji na całe społeczeństwo. Skoro zgredy przy korycie i bezrobotni nic nie robią, a kasa leci, to może jest to przepis na gospodarkę idealną. I tylko tych desperatów trzeba do tego przekonać...

Róbcie co chcecie, ja mam ten komfort psychiczny, że mnie tam nie ma. Ale może wyślę przyszłe pokolenia na nauki. Za darmo.
A Anonymous Anonimowy na to:

słów brak.... i ręce opadaja:( Nie wracaj!!

10/26/2005 3:55 AM  
A Blogger Poltergeist na to:

Polska to przecież bardzo bogaty kraj - już dziś kształci naprawdę niezłych specjalistów w wielu dziedzinach, którymi zasiedla wszystkie kraje Europy i Amerykę Północną...
Niemców już leczymy - przyjeżdżają, bo taniej.(Ale oni przynajmniej - na razie - płacą)
Polska Chrystusem narodów - to już było. Ale nikt nie powie, że "nie wróci więcej".

Młodzi ludzie wyjeżdżają i będą wyjeżdżać z Polski. I nie sądzę, aby polityka partii braci Kaczyńskich powstrzymała te tendencje - obawiam się, że tylko i wyłącznie je przyspieszy. Chciałbym się mylić...

Polaków łatwo przekonać do takiej gospodarki - wystarczy być dobrym katolikiem i obiecać rolnikom pozostawienie KRUS-u...

PS. Ale w USA da się żyć, (pytam tak na wszelki wypadek, lepiej za wczasu wiedzieć) prawda, Wujku?

10/26/2005 9:51 AM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

Jeszcze się nie przekonałem, czy się da, ale jak masz sklep z polskim żarciem w okolicy, to jest znośnie :-). nas czeka wkrótce wyprawa po złote runo, znaczy po polskie żarcie: ogóry kiszone i majonez kielecki :-).

10/27/2005 9:28 AM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close

sobota, października 22, 2005

Santa Monica, Hollywood & L.A.

Co pamiętam z Santa Monica? Palmy na ulicach. Fotele na patio w hotelu (czy tutaj nigdy nie pada?). Wrzask fok w ciemnościach, kiedy staliśmy na molo. Delfiny przepływające wzdłuż plaży o zachodzie słońca. Targ żywności organicznej w sobotę rano na promenadzie Trzeciej ulicy. Ludzie jacyś bardziej wyluzowani. Przeszklone domy na plaży. I ta mgła, która pojawiła się niespodziewanie.

Szkolenie się skończyło w piątek. W sobotę rano wzięliśmy z Philipem fure z wypożyczalni i wyskoczyliśmy na zwiedzanie okolic L.A. Obaj mieliśmy samoloty w niedziele rano, więc mieliśmy jeden dzień na zwiedzenie najważniejszych rzeczy.

Najpierw Malibu. Tutaj lipa, bo mgła. Wiele nie zobaczyliśmy. Więc z powrotem na Sunset Boulevard, Bel Air, Beverly Hills, Rodeo Drive, potem wskok na Mulholland Drive, wreszcie słynny napis Hollywood. Na koniec Hollywood Boulevard i cały hollywoodzki blichtr. Niemniej ciężko uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, jedząc późny lunch w jakiejś pizzerii przy Hollywood Boulevard i patrząc na połyskujący w oddali na wzgórzach wielki napis.

Na koniec zdarzenie nieco traumatyczne, ale jakże pouczające. Nidgy nie będę nocował w centrum L.A. zwłaszcza, kiedy przyjadę samochodem. A już pod żadnym pozorem nie będę nocował w centrum L.A. w hotelu za $50. Spałem w rozmaitych miejscach. Ale hotel w LA przeszedł najśmielsze oczekiwania. Prostytutki, żebracy, pewnie jacyś drobni handlarze narkotykami. Ogólnie strach się bać i makabra. Recepcja za szkłem pancernym, strażnicy odprowadzający gości do windy. O jakości samego hotelu nie wspominając. W każdym razie nie wiem czy nie wolałbym spać gdzieś na plaży, albo w samochodzie. Chyba miałbym mniej w porach...
---

What do I remember from Santa Monica? Palm trees on the streets. Comfortable armchairs on hotel's patio (does it ever rain here?). A scream of seals in the darkness, when we were standing on the pier. Dolphins swimming along the beach during sunset. Organic food market on Thirds Street Promenade on Saturday morning. More relaxed people. And this unexpected mist.

Our training ended on Friday. On Saturday Philip and I rented a car and we left to visit area around L.A. We both had planes back scheduled on Sunday morning, so we had just one day to see the most important places.

First Malibu. We were unlucky, as there was a fog, so we didn't see much. So we went back to Sunset Boulevard, Bel Air, Beverly Hills, and Rodeo Drive. Then we took Malholland Drive up to the famous Hollywood landmark. At the end we arrive at Hollywood along with its gloss. Anyway it was hard to believe it really happened, eating late lunch in some pizzeria at Hollywood Boulevard and seeing the huge label from the distance.

Finally some traumatic, but inspiring experience. I will never ever stay for a night in the hotel at downtown L.A., especially coming by car. And under no circumstances I will stay in the hotel at downtown L.A. for 50 bucks a night. I have spent nights in many different places. But this hotel was absolutely the worst one. There were some sluts, beggers, small drug dealers among the hotel guests. It was my worst experience ever. A reception behind a bullet-proof glass and guards assisting guests to the elevator. Not to mention terrible quality of the hotel's rooms. Overall I am not sure if I wouldn't prefer to sleep on the beach or in the car. I would be less scared...
A Anonymous Anonimowy na to:

to może lepiej byłoby w jakmiś Hostelu za 20$?;)
Pozdrowienia z IV RP :/

10/24/2005 4:54 AM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close


Patio w hotelu: czy tutaj nigdy nie pada? / Patio in our hotel: does it never rain here?

Ocean Avenue, Santa Monica, CA
A Anonymous Anonimowy na to:

u nich w tych wszystkich nadmos\rskich miejscowosiach to mają Ocean Avenue ;-)))
PS. a teraz prosimy o opowieść do poniższych zdjęc!!

10/23/2005 8:51 AM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close


Promenada na Trzeciej Ulicy w ciągu dnia. / Third Street Promenade during the day.

Malibu Lagoon State Beach

Molo w Malibu. / Malibu Pier.

Rodeo Drive - najsłynniejsza uliczka w Bevery Hills. / The most famous street in Beverly Hills: Rodeo Drive.

Pasaż przy Rodeo Drive. / An aisle close to Rodeo Drive.

Droga do słynnych literek. / A road to the famous letters.

Zdjęcie z cyklu: "Sam nie wierzę, że tam byłem". / A picture from the serie: I hardly believe I was there.
A Anonymous Anonimowy na to:

zazdroszczę,wściekle zazdroszczę!!!! Tam nie byłam:(

10/23/2005 8:48 AM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close


Gwiazda mojego ulubieńca:-). / A star of my favourite actor:-).