piątek, września 17, 2004

Podsumowanie tygodnia

Piatek wieczor, powinienem balowac, ale wszyscy pouciekali, bo nadchodzi Ivan. Tzn. pewnie juz dawno nadszedl, a nawet poszedl, ale leje jak z cebra, wiec nawet mi sie nosa nie chce wystawiac. Tym bardziej, ze jutro trza wstac wczesnie i jechac obejrzec kolejna, miejmy nadzieje, ze ostatnia fure.

Mam mieszkanie. Oczywiscie jak juz wspominalem tymczasowe :-). Uklad mieszkania mi sie podoba. Zalatwienie wszystkich formalnosci zajelo mi dwa dni (i tak szybko). Ze wzgledu na brak historii kredytowej wszedzie trzeba zostawiac depozyt. Wynajem: dwa miesieczne czynsze czyli prawie 1800 dolcow, podlaczenie wody: depozyt 90 dolcow, podlaczenie pradu: depozyt 300 dolcow. Moje fundusze stopnialy w oka mgnieniu. Dobrze, ze mnie firma wspomogla czekiem na rozpoczecie dzialalnosci, tylko szkoda, ze ten cholerny bank rozlicza ten czek od 5 dni i rozliczyc nie moze. Niech szlag trafi taki system bankowy. Jak nie dostane do poniedzialku to ide zrobic rozrube. Zwlaszcza, ze Carlos (Meksyk) juz dawno dostal kase za czek. W morde jeza. Po jaka cholere im te czeki?

W kazdym razie mieszkam w Alexandrii (tzn. od przyszlego tygodnia pewnie, bo trzeba jeszcze qpic troche rzeczy). Do biura pewnie kole 30-40 minut autostrada bez korka (jak bedzie korek, to pierwszy wyjazd i bocznymi drogami tez sie dopcham w tym czasie, autostrada jest troche naokolo). Do Waszyngtonu tez blisko, sa darmowe (myslal by kto, wliczone w czynsz:-) autobusy, ktore dowoza do stacji metra. Zalatwilem sobie juz telefon (nie znam na razie numeru :-) i internet (dla zainteresowanych: DSL 1.5Mbit download i 384kbit upload, bez limitu ilosciowego za 30 dolarow + podatek 5% miesiecznie). Co ciekawe: wszystko przyniosa, zainstaluja - nawet nie musze byc w domu (miejmy nadzieje, ze nic nie zginie :-).

W srode jezdzilem od Annasza do Kajfasza w poszukiwaniu samochodu, tak ze wrocilem pozna noca. Pojezdzilem VW Jetta z silnikiem 1.9 TDI ze skrzynia manualna, 1.8 T (benzyna) tez z reczna skrzynka, wreszcie 1.8T z automatem + sekwencyjna. Do tego doszedl VW Golf GTI (1.8T + reczna) i VW Passat (1.8T + reczna). Uff... jesli doliczyc do tego ze setke albo dwie mil, ktore musialem zrobic, zeby dojechac na miejsce to robi sie troche duzo jak na jeden dzien. Wnioski sa nastepujace: poczatkowo planowalem Diesla z reczna skrzynia biegow. Ze wzgledu na niewielka ilosc na rynku odpuscilem. Nie zamierzam przeplacac tylko po to, zeby miec troche nizsze spalanie, zwlaszcza, ze wszystkie ktore widzialem mialy przejechane minimum 60 tysiecy mil (a wiec w cholere i jeszcze troche jak na dwuletnie samochody: srednia wynosi 15 tysiecy na rok). Biorac pod uwage, ze nie wiem czy ostatecznie uda mi sie przywiezc ten samochod do Polski po zakonczeniu tournee po USA, latwiej bedzie sprzedac tutaj benzyniaka z automatem. Zwlaszcza, ze jazda z automatem jest niesamowicie wygodna w moim przypadku. Jedna lapa na kierownicy, druga przewraca kartki w atlasie - nie trzeba sie martwic o zmiane biegow itd., itd. A jak trzeba depnac to sie przelacza na sekwencyjna i zaczyna sie jazda!!! Szkoda, ze nie ma przyciskow pod kierownica :-). A silniczek 1.8T? Po prostu miodzio: w zaleznosci od wersji 150-180 koni raczo zmechanizowanych, przydatnych szczegolnie w warunkach okolicznych autostrad, gdzie czasem trzeba sie w miare szybko pozbierac z jednego pasa na drugi, albo przy wlaczaniu sie do ruchu. Zuzycie paliwa: 7-10 litrow na setke (tutaj to swieto lasu) na autostradzie i w miescie. Ciekawostka jest to, ze tutaj sie tlucze i tlucze te mile i wcale sie tego nie czuje. Po prostu maja fajne drogi.

Jutro jade obejrzec ostatni - nie od dealera, tylko od prywatnej osoby. VW Jetta 1.8 T z automatem + sekwencyjna. Rocznik 2002, przejechane tylko 18 tysiecy mil, wiec bardzo niewiele. Koles twierdzi, ze dojezdzal nim glownie na stacje kolejowa, co jest bardzo prawdopodobne w tej okolicy. Cena powornywalna do tego co widzialem u dealerow za podobny model tylko z przebiegiem minimum 40-60 tysiecy mil. Wiec wart uwagi moim zdaniem. Szczegolnie, ze wyposazony chyba we wszystko co sie da (bez skory, ktora osobiscie mi sie nie podoba). No i powinien byc troche bardziej zadbany niz to co widzialem u dealerow. Zobaczymy jutro. Z ciekawych rzeczy w Stanach istnieje cos takiego jak carfax, czyli rejestr historii samochodow: podaje sie numer identyfikacyjny fury (VIN) i dostajemy (oczywiscie nie za darmo :-) piekna epistole na wszelkie istotne tematy zwiazane z samochodem: wlascicieli, przeglady, wypadki, przekrecanie licznika itd. (oczywiscie te zgloszone :-).

Myslalem jeszcze nad japonczykiem, ale odpuscilem. Toyota sie zaczela strasznie cenic, a z reszty nie znalazlem zadnych sensownych ofert. SUVy w Stanach sa obecnie bardzo trendy, wiec ceny tez wywindowane. Vany tez sa bardzo popularne, a wiec drogie. Moja opinia na temat amerykanskich fur poprawila sie zdziebko od kiedy zaczalem jezdzic Chevroletem Malibu. Zuzycie paliwa troche jakby mniejsze, zawieszenie tez odrobine lepiej trzyma sie drogi. Natomiast rozwala mnie kompletnie mozliwosc zdalnego odpalenia fury przy pomocy pilota. Po prostu wypas!!! Zanim dojde do samochodu to klimka zrobi swoje, radyjko gra, ale skurczybyk nie da wrzucic biegu przed wlozeniem i przekreceniem kluczyka. Choc z drugiej strony dalej twierdze, ze wytwory amerykanskiej motoryzacji to przerost formy nad trescia. Cena ropy idzie w gore, czeka ich kryzys paliwowy, a oni dalej niewiele robia w kierunku oszczedzania paliwa...

Dzisiaj bylem w IKEI. Trzeba ta chate w koncu urzadzic jakos, a tutaj to najtansze rozwiazanie. Ze wzgledu na ograniczone fundusze postanowilem chwilowo odpuscic qpowanie lozka. Qpilem sofe, ktora i tak pewnie trzeba by bylo qpic, a byla tansza. Oczywiscie nie zadna skora (i kosci:-), tylko zwykly szmaciany pseduo materac rozpiety na nieheblowanych dechach :-). Prostacki styl wujka Zdziska w calej okazalosci. Ale mi sie strasznie podoba: polaczenie naturalnego drewna z jasnym materialem. Qpilem wiekszosc rzeczy do lazienki (reczniki, zaslonke do pryszcza, dywanik), posciel (Sloniu, bedziesz marzla, szumna nazwa koldra dla szmaty grubosci powloki spadochronu :-). Oczywiscie wszystko najtansze, bo i tak poszedlem z torbami. No i najfajniejsza sprawa: w Stanach (w Polsce tego nie widzialem) mozna qpic dwa zestawy startowe: cookware i tableware, czyli obite gary i zestaw zelazno-szklano-porcelanowy (na razie mam tylko gary, po szklo i porcelane musze sie wybrac do innej IKEI). W kazdym razie zwiazlem juz wszystkie te graty na miejsce kazni docelowej. Zostalo jeszcze wyro (a w zasadzie materac, bo i tak od zawsze spalem na podlodze) no i trzeba pomyslec o jakims miejscu pracy. Ze nie wspomne o utrapieniu audytora, czyli zelazku i desce do prasowania (ta ostatnia widzialem w miare tanio w IKEI :-).

Bedzie tych wynurzen na dzis. Od przyszlego tygodnia wciagam sie w kierat pracy :-). Dla zainteresowanych: z tego co sie zorientowalem wszystko wskazuje na to, ze bede mial jednego (slownie jednego) klienta. Przez caly rok. Cztery kwartalne przeglady plus badanie koncowe. Do tego dojda chyba jakies dorywcze prace na innych klientach. Pytanie za sto punktow: oszaleje z radosci czy z nudow?...