poniedziałek, lutego 19, 2007

Ostatki w Nowym Orleanie / Mardi Gras weekend in New Orleans

Muszę przyznać, że dość interesujące doświadczenie jak na ten kraj. Przypomina mi to trochę nasze Juwenalia za dawnych dobrych czasów (z kilkoma różnicami, o których za chwilę): imprezowanie całą dobę, parady uliczne, tłum ludzi na ulicy (praktycznie trzeba się przeciskać), kostiumy, maski i przebrania, z każdej knajpy leci muza, że ciężko usłyszeć własny krzyk, można spożywać alkohol na ulicy jeśli tylko nie jest w szklanym pojemniku (nas za to policja zatrzymała - na chwilę :-), ogólnie melanż z nastawieniem na totalnego zgona. Zresztą wiele nie trzeba: wystarczy kilka drinków Hurricane na rumie Bacardi 151 (70% alkoholu).

A teraz różnice: po pierwsze bawią się wszyscy bez względu na wiek. Między nogami biegają jakieś dzieci. Co niektóre laski jedną ręką pchają wózek w drugiej ręce trzymając drinka. No i jak rozumiem główna atrakcja i tradycja Bourbon Street: laski pokazujące piersi w zamian za koraliki.

Ogólnie cała Bourbon Street to ulica barów, restauracji i klubów ze striptizem a pewnie jakby ktoś dobrze poszukał to i coś jeszcze by znalazł. Kijowym (od ang. key - klucz :-) elementem klubów są balkony, bo pomiędzy tłumem na ulicy i tłumem na balkonach występuje interakcja w postaci zrzucania/wrzucania koralików i odsłaniania piersi. Jak rozumiem ilość otrzymanych koralików świadczy o atrakcyjności danego osobnika :-), więc z całym jednym sznurem plasuję się gdzieś na końcu peletonu :-).

Bourbon Street jest główną ulicą Vieux Carré, zwanego też French Quarter czy też z naszego Francowaty Kradwat :-). Na szczęście nie jedyna, bo można by cholery dostać przeciskając się przez ten tłum, który się tam kłębił. French Quarter jest najstarszą częścią miasta, a po przejściu Katriny również najlepiej zachowaną.

Z obwisłych (od ang. obvious - oczywisty :-) względów nie mogliśmy zostać do samego Tłustego Wtorku.

Zdjęcia będą wkrótce, bo ostatnio znowu coś namieszałem przy dysku i czekam na coś większego (notoryczny brak miejsca i czasu na zgrywanie).
---
I must admit it was quite interesting experience bearing in mind where we are. It reminded slightly Polish student tradition called Juwenalia few years ago (with few differences that I described below): party 24 hours a day, street parades, crowd practically blocking the streets, costumes and masks, music from every pub and restaurant so loud that it is impossible to hear anyone screaming, permission to drink on the streets as long as alcohol is in the non glass container (we were actually stopped for drinking from glasses - for a moment :-). The aim is to party and get totally drunk. Which is not very difficult after couple of Bacardi 151 (151 proof) Hurricane drinks.

Now the differences: first it is a party for everyone, not just the students. There were some kids running around and some women pushing strollers with one hand and carrying a drink with the other one. Finally, the main tradition and attraction of Bourbon Street: women flashing their boobs in exchange for the beads.

Bourbon Street is a street of pubs, restaurants and strip clubs (and maybe something else). The key element of the clubs are balconies, as the main interaction takes place between crowd on the street and people on the balconies and means throwing beads and flashing breasts. I guess the amount of received beads is a proof of attractiveness :-). Well, I got one which is still better then none :-) .

Bourbon Street is a main street of French Quarter (so called Vieux Carré). Fortunately, it is not the only one, as it would be impossible to stand and break through the crowd. French Quarter is the oldest part of the city and after Katrina it is also the one best kept.

It is quite obvious that we could not stay till Fat Tuesday.

I will post some pics soon, as I messed with the hard drive again and I am waiting for the replacement (notorious lack of space and lack of time to burn the pics).
A Anonymous Anonimowy na to:

No wlasnie to chcialam wiedziec - jak sie ma French Quater? Bo po Katrinie wszyscy lamentowali, ze zniszczona i nie ma do czego wracac.
A teraz pytanie zasadnicze: to ile koralikow miala na szyi Stefa?

2/27/2007 11:36 AM  
A Anonymous Anonimowy na to:

no wlasnie juz mialam krzyczec o zdjecia!:)
A z tymi koralikami to oni (Amerykanie) wszedzie tak mają- jakas glupia moda;-) Jak byłam kiedyś u nich na koncercie The Cranberries, to ludziska zamiast w koncert się wczuć, to wciąz te koraliki łapali i się nimi obwieszali! ;D

2/27/2007 4:43 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

czekamy na zdjecia. moj monsz jeszcze za czasow kawalerskich pojechal sobie z kolega na taka wlasnie impreze. ale zdjecia przywiezli dosc slabe. u nas mardi gras jest obchodzone dosc chucznie, bo w sumie jestesmy tak troche z tym NO po siasiedzku...

3/04/2007 12:56 AM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close