piątek, października 24, 2008

Joe Satriani live (czyli na żywca)

Nie ma co pisać. Wyrwało z butów i koniec. W zasadzie mam z głowy muzę na żywo. Znaczy mogę iść na jakiś koncert, ale żadna to będzie radość po wczorajszym wieczorze.

I nawet to, że kapela rozgrzewające była tragiczna, publika zachowywała się skandalicznie, Joe grał oklepane kawałki, a my do tej pory próbujemy odzyskać słuch, bo siedzieliśmy przed głośnikiem nie zmienia faktu, że kawałek zamykający koncert (Summer Song) mógłby trwać bez końca...

---

Nothing to write about. Mind blowing experience. I am more less done with live music. I mean, I can go to any concert, but it will be no fun comparing to last night.

Even all the disturbing factors, like crappy support, tragic audience, Joe's playing most popular songs and the fact that we still recover from being half deaf after sitting in front of the speakers cannot change that feeling that the last song (Summer Song) should be played endlessly...
A Anonymous Anonimowy na to:

a co u was poza koncertem?

10/24/2008 1:47 PM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

marazm życia codziennego :D
kończymy porządki w domu po powodzi i wykłócanie się z burakiem kontraktorem o rzeczy których nie zrobili. Może w przyszłym tygodniu zamkniemy rozdział pt. powódź.
a potem zaczynamy kolejny rozdział pt. profilaktyka dnia codziennego w zwalczaniu termitów.
wyjazdów żadnych na razie w planach nie ma. znaczy pojechałoby się to Kanady na narty, ale ten tego wszystko zależy od bobka-nierobka.

10/24/2008 5:11 PM  
A Anonymous Anonimowy na to:

A na Satranim to chyba byłeś też w zeszłym roku?

10/25/2008 2:46 PM  
A Blogger Wujek Zdzisek z Ameryki na to:

W zeszłym roku? Na koncercie Satch'a? Chyba nie ja.

10/28/2008 3:13 PM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close