Wizytacja w Krakowie
Tajemnicą Poli szynszyla (biedna Pola, biedny szynszyl :-) jest już zapewne mój przyjazd do Krakowa w dniach 18-23 grudnia. No cóż, mszczą się niepozałatwiane przed wyjazdem sprawy. Dodatkowo jeszcze trafiło się ślepej qrze ziarno (Qra, trafiło Ci się?:-) w postaci drobnej usterki na zdrowiu (szczegóły poniżej :-) i ostatecznie zdecydowałem się na przylot.
Szczerze mówiąc ani finansowo (w grudniu trzeba zapłacić drugą ratę ubezpieczenia samochodu), ani czasowo (przylot na niecały tydzień, bo Święta zaplanowaliśmy ze Słoniem tutaj) nie jest to najszczęśliwszy moment, ale co zrobić - pewne rzeczy są nie do przewidzenia. Będzie też okazja pozabierania tego wszystkiego co musiałem zostawić przy pierwszym wylocie, bo już nie było gdzie upchać. Głównie ciepłe ciuchy, bo jakimś dziwnym trafem to akurat jest tutaj dosyć drogie. Co prawda zima mi się jeszcze nie dała we znaki (biorąc pod uwagę, że jest prawie koniec listopada, a tutaj temperaturki w okolicach 10-15 stopni Celcjusza oczywiście :D w ciągu dnia), ale słyszałem, że jest wyjątkowo upierdliwa ze względu na niemiłosierną wilgoć jaka tu panuje.
No i będzie okazja, żeby się spotkać i podzielić wrażeniami, chociaż uważni czytelnicy mojego bloga zapewne doskonale znają moje wrażenia :-D.
Oczywiście nawet podróż do Polski nie mogłaby się odbyć gładko i bezboleśnie. Okazuje się, że mam przesiadkę w Warszawie i muszę czekać na samolot do Krakowa ładnych parę godzin (przylot kole dziewiątej rano, wylot do Kraka kole piętnastej). Może ktoś się zlituje nad wysztywnionymi po ośmiu godzinach siedzenia w pozycji połamano-pokurczonej i zmarnionymi po nieprzespanej nocy zwłokami :-)? Albo sobie zaaplikuję znieczulającą dawkę kilku piwek (uwaga grozi częstym bieganiem po pokładzie :-), albo winek (na tej wysokości przedwczesny kac może się skończyć niezłym bólem głowy), albo znów całe osiem godzin będę oglądał wszelki możliwy repertuar filmoteki pokładowej. Dali by dostęp do netu, a tak to nuda, nawet książki nie poczyta, bo ciemności na pokładzie zapanują.
Gdybym się przyjrzał wcześniej to pewnie bym jakiś expres zarezerwawał, a tak to w Kraku dopiero na wieczór...
Szczerze mówiąc ani finansowo (w grudniu trzeba zapłacić drugą ratę ubezpieczenia samochodu), ani czasowo (przylot na niecały tydzień, bo Święta zaplanowaliśmy ze Słoniem tutaj) nie jest to najszczęśliwszy moment, ale co zrobić - pewne rzeczy są nie do przewidzenia. Będzie też okazja pozabierania tego wszystkiego co musiałem zostawić przy pierwszym wylocie, bo już nie było gdzie upchać. Głównie ciepłe ciuchy, bo jakimś dziwnym trafem to akurat jest tutaj dosyć drogie. Co prawda zima mi się jeszcze nie dała we znaki (biorąc pod uwagę, że jest prawie koniec listopada, a tutaj temperaturki w okolicach 10-15 stopni Celcjusza oczywiście :D w ciągu dnia), ale słyszałem, że jest wyjątkowo upierdliwa ze względu na niemiłosierną wilgoć jaka tu panuje.
No i będzie okazja, żeby się spotkać i podzielić wrażeniami, chociaż uważni czytelnicy mojego bloga zapewne doskonale znają moje wrażenia :-D.
Oczywiście nawet podróż do Polski nie mogłaby się odbyć gładko i bezboleśnie. Okazuje się, że mam przesiadkę w Warszawie i muszę czekać na samolot do Krakowa ładnych parę godzin (przylot kole dziewiątej rano, wylot do Kraka kole piętnastej). Może ktoś się zlituje nad wysztywnionymi po ośmiu godzinach siedzenia w pozycji połamano-pokurczonej i zmarnionymi po nieprzespanej nocy zwłokami :-)? Albo sobie zaaplikuję znieczulającą dawkę kilku piwek (uwaga grozi częstym bieganiem po pokładzie :-), albo winek (na tej wysokości przedwczesny kac może się skończyć niezłym bólem głowy), albo znów całe osiem godzin będę oglądał wszelki możliwy repertuar filmoteki pokładowej. Dali by dostęp do netu, a tak to nuda, nawet książki nie poczyta, bo ciemności na pokładzie zapanują.
Gdybym się przyjrzał wcześniej to pewnie bym jakiś expres zarezerwawał, a tak to w Kraku dopiero na wieczór...
Prześlij komentarz
<< Powrót / Close