wtorek, lipca 05, 2005

Grand Prix F1 US Indianapolis 2005

F1 jest jednym z nielicznych sportów (oprócz WRC i siatkówki plażowej kobiet :-), którę potrafią mnie zatrzymać przed TV na dłużej niż 5 minut. W związq z tym, kiedy pół roq temu Philip zapytał mnie czy nie chciałbym jechać na GP F1 US w Indianapolis, to pozostawało tylko zadać pytanie: ile? A jak się okazało, że bilety są znacznie tańsze niż na jakiekolwiek GP F1 w Europie, to nie trzeba mi było dwa razy powtarzać.

Tym sposobem wylądowalismy w kolejnym stanie (Indiana) i kolejnym miasteczq (Indianapolis). Sam tor z zewnątrz wygląda jak trzecioligowy tor żużlowy. A przecież to podobno amerykańska mekka amatorów sportów samochodowych, dosć wspomnieć o słynnym wyscigu na 500 mil - Indianapolis 500. Trzeba przyznać, że organizacja całego przedsięwzięcia była dosyć marna. Dojazd to istna katorga. Nie wyobrażam sobie Indianapolis 500, gdzie podobno 300 tysięcy ludzi się zwala (na F1 było 3 razy mniej).

W każdym razie dojechalismy. Z parkingiem nie było problemu, bo przezornie wolałem za wczasu wyqpić miejsce. I dobrze, bo autochtony w promieniu paru mil od toru za parkowanie na trawniq przed domem wołały taką samą cenę.

Pogubilismy się w międzyczasie z godzinami. Na biletach napisane EST, w DC obowiązuje obecnie EDT, w Chicago (skąd przyjechalismy) już CDT. W każdym razie bylismy ze dwie godziny za wczesnie. Żar się z nieba lał, więc postanowiłem w ramach pamiątki zaqpić czapeczkę drużyny, z którą sympatyzuję: BMW-Williams (cieniasy i tyle :-). Przy okazji mielismy okazję przyjrzeć się "dewocji" co niektórych kibiców. Prym wiedli fani Ferrari. Jeden kolo to od stóp do głów był naubierany w czerwone ciuchy z metką Czarnego Rumaka. A drugi miał na głowie wielką czapę (tak z metr długosci) w kształcie samochodu tej marki.

Jesli chodzi o miejsca na trybunach, to qpując bilety wybierałem w zasadzie na chybił-trafił. I okazało się, że siedzimy na przeciwko pit-stopów, w okolicach końcowych pól startowych. Z jednej strony fajnie, bo widzielismy wyjscie z najszybszego zakrętu na torze, a z drugiej strony kicha, bo w drużynie Jordan Toyota jeździ indyjski kierowca (startował z 19 miejsca) i wszyscy fani tego pochodzenia dosłownie zamurowali ogrodzenie przy samym torze jak tylko samochody zaczęły zajmować miejsca startowe.

Punktualnie o dwunastej bolidy ruszyły na rundkę grzania opon. I q wielkiemu zaskoczeniu całej setki tysięcy kibiców, 14 z 20 bolidów zaraz potem zjechało do pit stopu1. Zapewne nie byłem jedynym, który prawie przegapił start wpatrując się jak mechanicy wpychają pojazdy do boxów. Ale tylko na moment, bo jak tylko wycie silników pozostałych 6 furek oznajmiło, że nadchodzi moment startu wszyscy wlepili oczy w tor. Potem tylko krótki pisk opon i poszli...

Wynik wyscigu był zasadniczo przesądzony od samego początq. Na torze były bolidy Ferrari, Minardi i Jordan Toyota. No to kto mógł wygrać?

Jak tylko zaskoczone ludziska na trybunach pozbierały szczęki z ziemi, zaczęło się skandowanie "Bull-shit, bull-shit!!!" i cała impreza została dodatkowo "wybuczana" :-). To taki lokaly zwyczaj wyrażania dezaprobaty - wszyscy wyją: "Buuuuuuuuuu!!!". Kilq nawiedzonych biegało z transparentem, żeby zacząć imprę od nowa, kilq nawalonych wydzierało się nieco głosniej, że to skandal i wogóle, no a duża grupa ludzi po prostu wyszła domagać się zwrotu kasy za bilety.

Chłopaki zrobiły swoje 73 okrążenia i wyscig się zakończył. W ramach żałoby nie było nawet polewania szampanem - chłopaki zwinęły trofea i dały nogę.

Szczerze mówiąc jak na pierwsze GP F1 to jestem nawet zadowolony, że na torze zostało 6 pojazdów i że połowa wiary dała nogę. Po pierwsze nie ogłuchłem do reszty. Bolidy robią taki hałas, że uszy więdną. Można było przed imprezą qpić zatyczki do uszu, ale gdzie tam - Wujek przecież wie lepiej i przyjechał delektować się tym wyciem. Następnym razem (o ile wogóle) wypożyczamy słuchawki operatora młota pneumatycznego, nie ma bata. Po drugie dzięki po częsci pustawym trybunom moglismy się przemieszczać i zrobić kilka zdjęć. Na szczęscie naszym "starym, dobrym, filmowym" EOS-ikiem (nie dosć, że zoom lepszy, to jeszcze brak ograniczeń w ilosci seryjnych zdjęć). Jak wywołamy klisze, to postaram się zrobić kilka scanów i wrzucić na bloga. Po trzecie i najważniejsze: WRAŻENIA!!! O, panie! W mordkę jeżozwierza! Wycie silników, pisk i dym z palonych opon, efekt bardzo szybkiego machania głową z prawa na lewo, wibracje trybun, fale gorącego powietrza, uderzające z nad toru. Czyli to co tygryski lubią najbardziej. Żałuję, że nie moglismy przyjechać w czwartek, bo można było zwiedzać boxy i oglądać te cuda techniki motoryzacyjnej z bliska.

Dużym minusem oglądania na żywo jest fakt, że widać dosć niewielki fragment toru a resztę na maciupkim telebimie. No i pewnien mały drobiazg: lokalna społecznosć nie przychodzi na imprezy masowe, żeby je oglądać. Głównym celem jest jedzenie. A w zasadzie nażarcie się, zalanie piwskiem i kopcenie smierdzącego cygara w możliwie najbardziej upierdliwy dla innych sposób.

1 Dla niezorientowanych: na wiosne 2005 wymieniona została nawierzchnia na torze i Michelin nie był w stanie na czas dobrać dla 7 zespołów jeżdżących na ich oponach odpowiednich kapci. Ponieważ młody Schumi poszybował swoją Toyotą w piątkowych przedbiegach, a Ferrari nie zgodziło się na postawienie szykany przed ostatnim, najszybszym zakrętem, to chłopaki, z obawy o swoje bezpieczeństwo, wyscig zbojkotowały.

---

Formula 1 is one of my favourite sport, that I can actually watch for more than 5 minuts (along with WRC and Women's Beach Volleyball :-). Therefore, when Philip asked me half a year ago, if I would like to go to US GP of F1 in Indianapolis, the answer was short: how much? And when I found out it was much cheaper then any GP of F1 in Europe, I didn't think twice.

The race track from outside isn't very impressive. I was surprised as it is one of the most famous one in US with its flagship 500 miles race - Indianapolis 500. The organization of the whole event was terrible. I have heard there were only 100k people (there are 3 times more during Indy500) and it was still very difficult to get through traffic and find the right way to the parking.

Finally we have arrived. My decision about booking a parking spot in advance was right. We have avoided a huge mess with finding any place to park in someone's yard within few miles from the track and ending up paying the same amount.

We have lost out time orientation in a mean time. The tickets were according to EST, time zone in DC was EDT and we were coming from Chicago, where it was CDT time zone back then. We were two hours before the race. We both some souvenirs: a hat of favourite team BMW-Williams (loosers :-). We also saw some devoted Ferrari fans: one wearing only red Black Horse clothes, and the second wearing huge (3 feet long) hat looking like Ferrari car.

We had quite good seats opposite to the boxes and close to the last few starting positions. It was good because we could see an exit from the fastest curve on the track, but it was also terrible, because there was a Jordan Toyota car starting from 19th place which was driven by Indian driver and hell lot of Indian fans gathered close to this car.

Exactly at noon the cars started the warming up round. And after this round 14 out of 20 unexpectedly drove to the pit stop leaving all fans almost speechless. I am sure I wasn't the only one that almost missed the real start looking at the cars being puched back to the boxes. Buit it was only for a second, as screaming engines announced a real start. Tyres were burnt for a moment and there they were...

The result of the race was obvious from the beginning. There were only Ferrari, Minardi and Jordan Toyota bolids on the track. Yes, it was pretty obvious...

As soon as the spactators were able to stop staring at the cars disapperaing in their boxes, they started to shout "Bull-shit" and "Booooooo". Some were carrying the poster requesting the race restart, while some drunkers were screaming it was a scandal bla, bla. But most of the disappointed people just left to request for a cash back.

The drivers completed their 73 rounds, and the race was over. There wasn't even a champagne celebration as a sign of disapproval.

I am pretty happy with my first GP of F1, the fact that there were only 6 cars on the track and all those spectators that left before the end. First I didn't get deaf. More cars would probably make even more noise, and we hadn't bought the ear protectors. I thought the noise wouldn't be a problem. I was wrong. Next time I am going to get good silencers. Also because of empty seats we were able to move and make some pictures with our old, good, film camera (better zoom and unlimited series pictures). When we have them developed I try to scan some of them and publish here. But over all the impression was amazing: screaming engines, whining burning wheels, turning your head very fast, vibrations of the seats, hot air coming from the track. Just great. I am disappointed we couldn't come on Thursday as there was a presentation of the cars in the boxes and everyone could examine them very closely.

The biggest disadvantage of watching a live race is that only a small part of track is visible. The remianing part we could watch on the small screen. Moreover local spectators seem to come not to see the race but to eat, drink beer, and smoke cigars disturbing other people as much as possible.