wtorek, czerwca 07, 2005

Upał / Heat

No to się zaczęło. Wściekły upał... Wszędzie dookoła nas huczą klimatyzację, a nam jakoś się nie pali do tego. Przypominają mi się gorące, letnie dni w Polsce, poza tym jakoś zdrowiej chyba spać przy otwartym oknie, zwłaszcza, że tu wszystkie są obowiązkowo wyposażone w moskitiery. No i wieczorem robi się już w miarę przyjemnie.

W piątek lało jak z cebra, nawet nie poszliśmy na mecz base-ball'a, na który dostaliśmy bilety z firmy, bo patrząc na te strugi deszczu się odniechciewało wystawiać choćby czubek nosa za drzwi.

W sobotę rano pojechałem do serwisu VW, żeby moje głuche radio obejrzeli. W czasie kiedy chłopaki bebeszyli samochód, ja uciąłem sobie pogawedkę z pewnym emerytowanym pracownikiem rządowym, który przyjechał wymienić tłumik w swoim Passacie '96. Dziadzio wyemigrował z Chorwacji do Kanady w 1969 r., a po 8 latach, razem z żoną Kanadyjką (brzmi jak nazwa kajaka :-), przeprowadzili sie do Stanów. No i zdaniem dziadzia sytuacja społeczna i ekonomiczna w chwili obecnej strasznie się pogorszyła. Prawdę powiedziawszy nie śledzę tego co się tutaj dzieje (wystarcza mi nerwów na czytanie tego co sie u nas wyprawia :-), ale chodzi zdaje się o fundusze emerytalne, afery gospodarcze, brak kontroli nad instytucjami finansowymi, politykę obecnego prezydenta itd., itd. Skoro jest tak źle - zapytałem dziadzia - to czemu społeczeństwo nie wybrało w zeszłym roq kogoś innego? A dziadzio na to, ze to wina elektronicznego systemu głosowania na Florydzie poprzednim razem, a w tym roku w Ohio. Ciekawe, że już nawet kręgi rządowe zaczynają narzekać...

Jak wróciłem to się trochę przejaśniło, chociaż dalej jeszcze groziło deszczem. Odłożyliśmy wiec naszą wyprawę rowerową na niedzielę, za to zaprosiliśmy Carlosa na obiad. Słoń zaserwował zupę z okolic Europy Wschodniej - barszcz czerwony z jajkiem, co prawda z torebki, ale co robić jak tutaj pustynia - i polską wersję chińszczyzny, czyli qrę słodko-kwaśną z ryżem. Przypuszczam, że dla Philipa była by to raczej profanacja, ale co zrobić, skoro chińskie żarcie na świecie rzadko przypomina prawdziwą chińszczyznę. Po obiadku rozsiedliśmy sie wygodnie na balkonie, zaserwowaliśmy sobie po tatance (ze słodkim, a jakże, sokiem jabłkowym :-) i skurzyliśmy po cygarq, które przyniósł Carlos. No i muszę przyznać, ze jak już mam się "truć do towarzystwa" :-), to wolę jednak zwykle fajki. Jak się nieopatrznie ze dwa razy tym cygarem zaciagnąłem, to oczy mi chciały wyskoczyć na wierzch, a dech zapierało jak po przyrżnieciu nerami w schody. W każdym razie zakończylismy imprezowanie krótko po północy, w międzyczasie pokazując jeszcze Carlosowi dzieło kinematografii brytyjskiej w postaci jednego z odcinków "Fawlty Towers".

W niedziele żar sie z nieba rozlał. Zapakowaliśmy bicykle na furmankę i ruszyliśmy w stronę Great Falls, MD. Zdjęcia poniżej. No i był to genialny pomysł, bo w sumie więcej tam było cienia, niż jeżdżenia po słońcu. A prażyć musiało niemiłosiernie, bo pomimo tego, ze zarzuciliśmy na siebie jakieś filterki UV, to trochę nas przysmażyło tu i ówdzie, a jak wspominałem, prawie cały czas w cieniu spędziliśmy. Żeby się nie zajeździć na początek sezonu, przejechaliśmy skromnie około 10 mil (trzeba jakiś licznik skołować). Dobra wiadomość jest taka, że baseny na osiedlu pootwierali i można będzie zacząć moczyć cztery litery.

W poniedziałek po południu zapowiadali burze. No i jakimś cudem przeszły chyba gdzieś bokiem. Wieczorem zaczęło trochę wiać, ale bez żadnych oznak tego co dopiero miało nastąpić. Pół godziny po północy zostaliśmy brutalnie wyrwani ze snu przez taka burzę, ze można było nieźle w gacie ze strachu narobić. A myślałem, ze już nie bedę musiał używać stwierdzenia "pierwszy raz w życiu" po burzy, którą rok temu przeżyliśmy w Tatrach na Świnicy. Jednak nie - prało piorunami gdzieś w okolicy i to tak, że odwróciła się standardowa kolej rzeczy. Zamiast "ciemno-ciemno-ciemno-ciemno-o, piorun" było "chwile-ciemno-a-potem-o-w-mordke-kiedy-przestanie-tak-tymi-piorunami-walić-bez-końca". Światełka lepsze, niż strobo w niejednym klubie. No i waliło tak blisko, ze 3/4 samochodow na parkingu zaczeło wyć alarmami, a nam w domu ściany się musiały nieźle trząść, bo słyszałem jak pudła po rowerach, które stoją u nas w sypialni, robią klasyczne "trrrrr" stukając w ściany od wibracji. Jak się wyjrzało przez okno, to widoczność taka na metr co najwyżej. Dalej ściana deszczu. Nawet przy tej całej iluminacji. Nieźle było. Pół godziny poźniej wszystko ucichło.

---

It has began. Unbearable heat... All our neighbours have already turned on their air-conditioners, but we revel in the heat, as it reminds us Polish hot summer days. Besides it seems more healthy to just open the windows for a night, especially that all of them are equipped with mosquito nets and the temperature outside becomes comfortable during a night.

Friday it was raining pretty heavily. We gave up going to a baseball game, for which we had received tickets from the firm. We did not like going out looking at the water wall outside.

Saturday morning I drove to VW dealer to have my car radio fixed. It had died someday without any particular reason. While VW mechanics were looking for a problem I was chatting with recently retired government officer, who came to have its muffler fixed in his Passat '96. He had moved to Canada from Croatia in 1969, and 8 years later he had moved to US with his Canadian wife. In his opinion the recent social and economic situation deteriorated severely. Frankly I don't have time to follow what is going on here (I am fed up with what is happening in Poland :-), but as far as I understood him it is a matter of pension funds, financial scandals, a lack of control over financial institutions, and generally present president. 'So why did people elect him in last election?' - I asked. According to my discussion partner, it was a matter of computer election system, introduced initially in Florida, and in Ohio last time. Well, must be really bad, if the government officer complains...

When I came back, the weather was better, but there still were some clouds, so we decided to postpone our biking trip till Sunday. Instead, we invited Carlos for a dinner. Słoń cooked typical Eastern Europe meal - beetroot soup (instant, but beggers cannot be choosers) with hardboiled eggs - and polish version of chinese meal, that is sour-sweet chicken with rice. Philip, I believe for you it would rather be a parody of chinese meal, but it is with every kind of native cuisine, that when served/prepared somewhere else in the world, it will not taste as it should. After our dinner we sat outside, sipping tatanca (Polish drink made of Żubrowka vodka and an apple juice - should be sour, but I could not find one here) and smoking cigars, which Carlos brought to try to. I have previously smoked cigars, but frankly it is not my cap of coffee. I prefer ordinary cigarettes. Anyway, we completed our dinner shortly after midnight, watching one episode of great British series "Fawlty Towers" in a meantime.

Sunday it was melting hot. We mounted our bikes to the bike racks on the car and drove to Great Falls, MD. Pics below. The idea was indeed brilliant. Most of the area was shady and protected us from the sun. But even though we were riding in shade and we used some sun block, we got a bit of suntan, so I believe the sun was very strong. We rode around 10 miles. For the second time this year, it was not that bad. Good news is they opened the swimming pools in our community, so we can start some water sports soon.

Monday afternoon we expected some thunder storms according to weather forecast. However nothing happened. There was a stronger wind in the evening, but we really did not expect, what happened later. A half past midnight we were brutally woken up by such heavy t-storm that one could shit bricks. I thought I didn't have to use the expresion "first time in my life" regarding t-storm any more, especially after last year's t-storm we experienced in Tatra Mountains on Świnica peak. Hell, I did - it was so heavy that normal storm order was reversed. Instead of "darkness-darkness-darkness-darkness-one lightning" it was "short-darkness-and-gazillion-of-bright-neverending-lightnings". It was much better then strobe lights in many clubs. And the thunders were so strong and loud that most of the car alarms turned on at the parking in front of our house, while some boxes we keep in our bedroom started knocking at the walls due to vibrations. Looking outside the visibility was no more then 3 feet due to heavy rain, even with all those lightnings. Just splendid. After half an hour it was all gone.