niedziela, marca 27, 2005

Wielkanoc

Gdyby nie Słoń, to pewnie bym przegapił Wielkanoc. Tutaj jakoś nie obchodzi sie tego chyba zbyt hucznie. Co prawda klient, u którego byłem w zeszłym tygodniu ogłosił Wielki Piątek dniem wolnym od pracy i musieliśmy się zmywać dzień wcześniej, ale nie oznaczało to bynajmniej, że nie muszę iść do pracy. Zresztą w Wielki Poniedziałek wszyscy grzecznie do pracy.

Na szczęście Słoń wziął sprawy w swoje ręce - ja znów mam weekend w pracy :-( - i mamy Wielkanoc pełną gębą: pisanki (nacinane pilnikiem :-), sałatka jarzynowa, chrzan, szyneczka, żonkile na stole. Nawet kiełbasę polską qpiliśmy, tyle, że lipa straszna się okazała, bo to trzeba przed podaniem podgrzać: ugotować, albo usmażyć. Zresztą na każdym surowym mięsie tutaj stoi wywalone wielkimi literami, żeby potraktować wysoką temperaturą, a ręce i wszystko co miało kontakt z surowizną porządnie wyszorować. Co najmiej jakby do tego jakieś bakterie dodawali. Dlatego daliśmy sobie spokój ze smażoną kiełbachą na śniadanie.