niedziela, stycznia 23, 2005

"I'm a Polish Słoń in New York"

Wigilia na Manhattanie. Pogoda w sumie znośna: brak śniegu, tylko wiało jak diabli - zimny wiatr, że łeb chciało urwać. W sumie jeden dzień na zwiedzanie Manhattanu to niewiele. Ale w planie były głównie zimowe atrakcje, czyli Rockefeller Center ze słynną choinką i ślizgawką oraz Empire State Building, który niestety nie wypalił, bo Wigilia. Zwiedzanie reszty zostawiliśmy sobie na lato, bo i tak wiaterek dał nam popalić.

W sumie cały dzień na nogach. Może ze dwa razy wsiedliśmy w metro. Ale to jest właśnie urok City: jedno z nielicznych miejsc w Stanach, gdzie samochód jest tylko qlą u nogi, a większość czasu ludzie drepczą lub pedałują.

Wieczorem na kolację wigilijna dotarliśmy do D.C. - oczywiście Słoń zaliczył klasycznego jet lag'a, czyli o 20-tej padł ze zmęczenia, bo dla niej była 2-ga w nocy. Na szczęście zrobiłem jakieś zapasy lodówkowe tuż przed wyjazdem, więc nie musieliśmy się martwić, że padniemy z głodu przez Święta. Amerykańskie żarcie jest dosyć sqtecznie zakonserwowane, więc nawet kosz z owocami, który dostałem w prezencie od firmy przeżył tydzień w lodówce bez uszczerbkq na jakości.