sobota, listopada 06, 2004

Halloween

Na swietego "Halo, wina!" postanowilismy zbojkotowac DC razem z jego Georgetown i udalismy sie na poszukiwanie knajpy na starym miescie Alexandrii. Dosyc szybko zreszta ja znalezlismy, wiedzeni lomotem muzyki i stadem przebierancow :-). To, ze sama knajpa byla jakos tam udekorowana na dzien duchow i strachow, to jakos nie zrobilo na mnie wrazenia. To, ze mlodzi ludzie, glownie studenci, przebierali sie za co sie tylko dalo, tez jakos nie zrobilo na mnie wrazenia. Szczeka mi opadla dopiero jak zobaczylem powaznych i statecznych doroslych ludzi poprzebieranych np. za Obi-wana Kenobiego z Gwiezdnych Wojen i wymachujacych zabawkowa imitacja miecza swietlnego, albo za Ala Capone, z plastikowym karabinem maszynowym z tamtych czasow. Ze juz nie wspomne o kobietach poprzebieranych za wiedzmy, czarownice i inne strzygi (w tym miejscu az sie prosi o komentarz, ze kobiety ujawnily swe prawdziwe oblicza, ale zachowam poprawnosc polityczna mojego bloga :-). A atak smiechu wywalala u mnie napotkana na ulicy kobieta prowadzaca na smyczy wielkiego, szczerzacego zeby, plastikowego szczura.

W kazdym razie, w zadnym razie Helloween nie przypomina naszego Swieta Zmarlych. Ba, nawet nie przypomina zmarlych, bo moda kostiumow na ten dzien rozpasala sie calkowicie i podazyla kierunkiem dyktowanym przez hollywoodzka fabryke snow. Zamiast duchow i upiorow mamy przeglad gwiezdnych wojen, wszystkich superbohaterow, gangsterow, a mlodziezy droga popuscila wodze fantazji we wszystkich mozliwych kierunkach i mialem okazje zobaczyc np. cala ekipe chlopakow z zespolu Beastie Boys poprzebieranych jak na teleldysku Sabotage, kolesi z filmu "Bracie, gdzie jestes?" czyli poprzebieranych w wiezienne ciuchy, czy np. Pinokia.

Z Pinokiem zawarlismy blizsza znajomosc. Rudy, bo tak mial na imie nasz Pinokio, pochodzi z Meksyku i tutaj studiuje i pracuje. Razem z nim poznalismy Alejandro (Salwador) i Astrid (Niemcy). Poniewaz knajpy w Alexandrii funkcjonuja do 1.30 w nocy, jak niepyszni musielismy sie zwinac i koniec koncow wyladowalismy w domu u Rudy'iego.
Pinokio w miedzyczasie zreszta stracil swoj nos, ktory jeszcze w knajpie stal sie przedmiotem pozadania zdecydowanej wiekszosci osobnikow plci pieknej. W kazdym razie zblizajace sie wybory prezydenckie dostarczyly wystarczajacej pozywki do prowadzenia dyskusji do piatej nad ranem.

A propos wyborow: ja sie nie dziwie, ze tutaj tyle kasy sie wydaje na kampanie wyborcza i naklonienie ludzi do glosowania, jesli potem wybory sie robi we wtorek i kaze ludzim isc do pracy i do urny :-).