poniedziałek, czerwca 13, 2005

Wake Boarding

Dzwoni do mnie Słoń w czwartek i mówi:
- Słuchaj, Claudia i jej chłopak Martin zapraszają nas na swoją łódkę w sobotę. Mają być jakieś narty wodne, czy coś. Co my na to?
Co my na to? To tak jakby ktoś się zapytał Kolumba, czy kolejną Amerykę chce odkryć. No pewnie, że chcemy. Jak można spróbować czegoś nowego, to my zawsze chcemy :-).

W sobotę rano musiałem znów pognać do serwisu, bo bezpiecznik znów szlag trafił. Diagnoza - radio do wymiany (i bardzo dobrze), musze tylko poczekać kilka dni, aż im doślą.

W każdym razie przed południem udało nam się dotrzeć do przystani. Miejsce o tyle urokliwe, że przy samym lotnisku Reagana, zaraz za pasem startowym, więc samoloty świstały nam dosłownie nad głową. Cały czas mnie zadziwia jak to jest, że lotnisko nad samą wodą, ptactwa wszelkiego dostatek, a mimo tego nic się nie rozpłaszcza na przedniej szybie i nic nie ląduje w silnikach samolotów. Podobno są jakieś odstraszacze na sprężone powietrze. Ale jakoś mało inwazyjne muszą być, bo nie słyszałem.

Martin przywiózł łajbę na przyczepie. Normalnie stoi koło domu. Z tego co widziałem to dużu ludzików tutaj tak ma. Zajeboza. Zwodowanie łodzi to kilka minut. Zapakowaliśmy się na łajbę i popłynęliśmy do Oxon Creek. Zaraz po drugiej stronie Potomaca na wysokości Alexandrii. Cisza, spokój, las dookoła (jakiś park narodowy).

Woda była ekstra, głębokość ok. 3 metrów (nie nurkowałem, Martin miał sonar), w miare czysta, nic tylko dać nura. No i tak zrobiłem. Zrobiliśmy sobie mały piknik na łajbie, potem pampersy z kamizelek ratunkowych na tyłek i leżakowanie w wodzie z piwkiem :-). O, panie.

W końcu chłopaki wyciągnęli dechę. Nie żadna narta wodna, tylko wake-board, czyli wodna odmiana deski snowboardowej. No, to już wogóle bomba, pomyślał wujek sam złomek, przyda się doświadczenie z deseczki. A takiego! Za pierwszym razem nawet nad wodę się nie potrafiłem wygrzebać. Fikałem koziołki na pysk. Po przerwie było lepiej - udało mi się podnieść, ale dalej leciałem na zęby. O żesz ty... Nie miałem już siły na więcej eksperymentów, ale domyślam się już co robiłem źle. Ciężar na przedniej nodzę i pochylanie się do przodu. Klasyka snowboardu. Niestety nie sprawdza się na wake-boardzie. No trudno, zawsze mogę powiedzieć, że próbowałem. A może trafi się jeszcze jakaś okazja na naukę...

W każdym razie zapłaciliśmy słono za mile spędzony dzień. Pomimo okładania się wszelkimi możliwymi filtrami UV ciężkiego kalibru słoneczko przyjarało nas nieźle. Nie aż tak, żebym nie mógł spać, ale przez dwa dni chodziłem czerwony jak moja koszulka polo, a dzisiaj spalona skóra powiedziała, że ma dość i daje nogę.

Wracając do zdjęć: diabli nadali przyciski w tym aparacie. Nie wiem jakim cudem przestawiłem ten balans bieli, a co gorsze nie byłem w stanie tego zauważyć, bo na tym gównianym ekraniku w takim słońcu to stolec było widać. Zapodałem jakąś korektę, ale niewiele to dało. Moja wbudowana pedanteria podpowiada mi, że niewiele już więcej można zrobić, więc pewnie dorzucę jakieś jedno zdjęcie i tyle.

---

Słoń called me on Thursday, saying:
- Claudia and her boyfriend invited us to their boat on Saturday. They mentioned water skis, or something. Would you like to go?
Would I like to go? Ask Columbus, if he wants to discover another America. Of course, I want to go. Everytime I can try something new, I'm there :-).

Saturday morning I had to go to car service again, because the radio fuse blew again. Diagnosis: the radio to be replaced. Good for me. I just have to wait few days, because they have to order it.

Anyway, we got to the marina before noon. What is interesting about it is the fact that it is located just by the end of Reagan National Airport runway, so planes were literally whistling over our heads. I'm more then amazed by the fact that the airport is located by the water, there is a lot of different kinds of birds around, but still no problems with birds ending in the planes engines or splashed on the planes' windshields. I have heard there are some pressured air blowers to scare the birds away, but it seems they are rather silent, since I haven't heard any of them.

Martin brought his boat on a trailer. It is kept by the home on everyday basis. I saw many people keep their boats in their gardens. Cool. A launch took few minutes. We got on board and we cruised to Oxon Creek, located on the other side of Potomac, in front of Alexandria. It is a very nice place: silent, quiet and forest around (some national park).

Water was great, preatty clear and deep of around 10 feet (I didn't dive, Martin had a sonar). We swimmed for a while and then we had a picnic on the boat. After the picnic Martin showed us how to wear a life vest as a diaper, so that we can have a beer staying on a surface without any effort :-). Cool.

Eventually they pulled out the board. It wasn't water ski, it was a wake board. Even better, I thought, I can use my snowboard abilities. No way, man. For the first few times I wasn't even able to stand up, as I was just somersaulting. After the break I was able to stand up, but I was hitting water immediately. Damn. I had enough for that day, but I think I know my mistakes. I was standing on my front leg, bending also to front. It is normal, when you snowboard. But it is probably totally opposite, when you wake board. Well, at least I tried. Maybe next time, if there will be one...

We paid a high price for this nice day. Even though we used a lot of sun-blocks, we got heavily burnt. It wasn't that bad and we could normaly sleep, but for two days I have been red as my polo shirt, and today my skin decided to get rid of burnt part.

Going back to pictures: I hate the settings in my camera. I have no idea how I was able to change white balance. What worse I didn't notice it as this little display is almost useless during sunny day. I tried to correct them, but it is still unacceptable. My distorted precision told me I cannot make anything else, so maybe I add one more picture.